Rozdział 13 Gruszka. Część III

8 3 8
                                    

– N... nie...

Stanęłam przed Piołunem. Wyjęłam z jego rąk ciepłe jeszcze ciałko. Ale te pióra, śmieszne różowawe łapki, których nigdy nie potrafiłam nazwać szponami, kości, które ważyły tyle, co nic, ciepło, które właśnie ulatywało – to już nie była Gruszka. Nie mogłam pojąć, czemu takie piękne, mądre stworzenie na moich oczach zmieniło się w martwy przedmiot. I czemu Piołun...

– Dlaczego...?! Dlaczego to zrobiłeś?

– Teraz jest wolna – powiedział. – Żaden przymus nie każe jej wracać.

– Teraz jest tylko martwa – odpowiedziałam.

– Lepiej zginąć niż żyć w niewoli.

Piołun wygiął usta w grymasie, któremu bliżej było do lekceważenia, ale który też przywoływał na myśl nierówną walkę z bólem. Z taką miną elf wyjmuje ze swojego boku zatrutą strzałę, gdy ta ugodziła go zdradziecko. A przynajmniej tak wyobrażałam sobie takie sceny, gdy Oleander czytał nam przed snem „Obronę i zagładę Domu Ucieczki". Dopiero potem dowiedziałam się, że szczury nie używają łuków.

Piołun podszedł do niskiego muru okalającego taras.

– Nie żyła w niewoli – powiedziałam, nieporadnie zdejmując torbę i kładąc drobne białe ciałko na lnianej chuście. – Wracała, bo tu był jej dom.

Piołun nie odpowiedział. Patrzył gdzieś przed siebie. Coś mnie tknęło. Złapałam go za rękę. Był tak zaskoczony, że dał się odciągnąć od muru, choć raczej nie poradziłabym sobie, gdyby stawiał opór.

– N... nie rób tego... – szepnęłam.

– Czego mam nie robić? – Spojrzał na mnie. Ale nie z ciekawością, tylko roztargnioną apatią, zza której wyzierała otchłań bólu.

– T-tego, co... co chciałeś... zrobić?

Podniosłam na niego niepewny wzrok. Oczy też miał blade, jakby zamglone. Włosy i tunika zdawały się wtapiać w szare niebo za jego plecami. Bałam się, że za chwilę odejdzie jak Gruszka. Tam, gdzie spodziewa się znaleźć wolność.

– A co ja niby chciałem zrobić? – spytał z jakąś bezsilną złością.

Czy źle zrozumiałam jego intencje? Nie próbował skoczyć? I czy mogłam o to tak po prostu spytać?

– Ja... proszę, żebyś mi to wszystko wytłumaczył... Czemu...

– Nie widzisz, jakie to straszne? Żyć wśród obcych, w klatce, spełniać jakieś bezsensowne polecenia... Czy nie lepiej porzucić taką nędzną wegetację?

Mówił o Gruszce? O sobie? Uśmiechnęłam się cierpko. Może o mnie?

– Myślisz, że trzymałam moją gołąbkę w klatce. Ale to było jej schronienie. Przed kotami, przez innymi ptakami. Potrafiłaby otworzyć drzwiczki. Ona po prostu nie chciała odlatywać.

– A czy to nie jest najgorsza niewola? – spytał szeptem.

– Może... – powiedziałam. – Jeśli była tu tylko dlatego, że bała się kota i chciała mieć zawsze jęczmienia pod dostatkiem...

– A nie tak to wyglądało?

– Ale gdyby była dzikim gołębiem, też budowałaby gniazda tam, gdzie nie dosięgną jej drapieżniki. Też wybierałaby okolice bogate w pożywienie. Nie zmieniałaby ich dla własnego kaprysu, z ciekawości czy pragnąc przygód, tylko wtedy, gdyby została do tego zmuszona. To prawda, wykonywała dla nas pewną pracę. Ale dzięki temu nie musiała spędzać dni na szukaniu pokarmu, nie musiała uciekać przed sokołami...

Odtrutka na szczury Tom I Królewna wśród skorpionówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz