☆꧁✬◦°˚°◦. օ ȶʏʍ ӄɨɛɖʏ ʟɛքɨɛʝ քǟȶʀʐɛć ա ɖół ʟʊɮ ա ɢóʀę ʐǟʍɨǟֆȶ ա քʀʐóɖ .◦°˚°◦✬꧂☆

167 9 69
                                        

Trzymajcie na nowy rok. Niech ten obecny będzie lepszy od poprzedniego

,,Jak ja cię nienawidzę i tej twojej parszywej mordy. Jak to dobrze, że masz ją zasłoniętą to przynajmniej nie muszę jej oglądać. Jesteś chujem, zakłamanym mordercą. Nikt cię w ogóle nie lubi. Weź spierdalaj, nie wracaj i przeproś swoją matkę. Kurwaaaaa, trzymajcie mnie. I co się patrzysz, lampudziaro"

-Cole wszystko w porządku?

-Tak, tak

I ponownie wrócił do wyzwisk adresowanym do Kai'a. Tak bardzo był nimi pochłonięty, że nawet nie zarejestrował kto zadał mu pytanie ani kiedy Jay, Kai i Garmadon zniknęli z pomieszczenia, załatwić całą papierologię. Najemnicy nie mogli od tak sobie udać się na misję. Musieli się podpisać, a ktoś musiał to potwierdzić. Musiały być podany powód i dowody zlikwidowania człowieka. Nie można było sobie pójść na samowolkę. W tym przypadku trwało to naprawdę krótko. Na większość rzeczy skłamano i napisano pierwszą, lepszą wiarygodną rzecz, która tłumaczyła dlaczego udają się na misję z dwojgiem łowców. 

Nie skupiał się na słowach mistrzów, toteż nie wiele zapamiętał. Jak to dobrze, że za mówienie był odpowiedzialny Zane, który opowiedział czego się dowiedzieli i jaki mieli następny plan. Irytowało go, że brązowooki stanął obok niego jak nigdy nic. I jak w takiej sytuacji miał się skupić, gdy jego obecność aż zatruwała jego przestrzeń osobistą. Gdyby stanął na jakiś kilometr to i tak naruszałby jego granice. Jego persona była przytłaczająca, choć wcale się nie odzywał. W ogóle nic nie robił tylko stał. A on nie mógł zapytać go o to co odwalił, bo przecież byli obok mistrzów i reszty, pożal się boże, drużyny. A obicie mordy chłopaka nie byłoby korzystne dla jego wizerunku. Jeszcze będą dogodne sytuację.

Kiedy tylko Cole doprowadził się do porządku po incydencie w świątyni, udał się do swojej przyjaciółki Vani, aby zaszyła mu materiał na jego ramieniu, który zniszczył mu pieprzony Kai Tong. Nie chciał jechać z zaschniętą krwią i dziurą w ubraniu, a przy okazji pożegna się z dziewczyną. Opowiedział jej o zaistniałej sytuacji, a Vania nie ukrywała swojego zburzenia. Tak, więc obydwoje pluli na szatyna. Lepszej przyjaciółki Cole nie mógł sobie wymarzyć.

A teraz siedzieli na swych koniach przed ogromną bramą, prowadzącą do przedmieść miasta, gdzie budynki nie są już tak ogromne i zatłoczone, jak w centrum. Po za nim mieszkali głównie bogaci w swych ozdobnych posiadłościach. Brama była otwarta na oścież, a przy niej stali dwoje strażników, pełniących wartę. Z prawej, jak i lewej strony ciągnęły się mury, a nawet przejściem tworzyły zadaszenie po, którym spacerował patrol. 

Mieli właśnie przejść przez bramę, będąc gotowymi do wypełniania zadania, gdy to usłyszeli wołanie kilku mężczyzn, krzyczących imię Cole'a, który w tym momencie się załamał, widząc jak jego przyjaciele biegną w jego stronę.

-Debilu jeden tak bez pożegnania chciałeś wyjechać?- krzyknął urażony Fungus. 

Brunet uderzył się w czoło. Totalnie zapomniał pożegnać się z nimi przez całe to wszystko co się działo wokół niego. Zwyczajnie wyleciało mu z głowy. 

-Sorry chłopaki- posłał im zawstydzony uśmiech.

Zeskoczył z konia i stanął na przeciw całej trójki. 

-Tylko się pospiesz, Cole- oznajmił Zane. 

Pozostała dwójka pozostawiła na zachowanie milczenia. Niezmiernie podpasowało to brunetowi. Nie wytrzymałby komentarzy ani Jay'a, ani Kai'a. Lloyd trzymał się blisko szatyna i z zaciekawieniem obserwował przyjaciół Cole'a. 

-To tylko chwila- rzucił szybko.

-Następnym razem może się uda wyjechać- i rozłożył ręce do przytulenia bruneta. Objęli się krótko.

☆꧁✬◦°˚°◦. քօʍóɖʟ ֆɨę ɖօ ʟǟʋʏ .◦°˚°◦✬꧂☆- [Lava Shipping] x mitologia słowiańskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz