☆꧁✬◦°˚°◦. օ ӄօƈɦǟռɨʊ ֆɨę աʐǟʝɛʍռɨɛ +18 .◦°˚°◦✬꧂☆

187 11 61
                                        

Ich droga była ciągle taka sama. Mijali podobne do siebie, równinne krajobrazy, gdzie na horyzoncie widniały góry, udekorowane u podnóża wysokimi sosnami. Pogoda była niczym pod psem: szara i mokra. Dało się odczuć, że lato odeszła już na wiele miesięcy, a jesień zagościła pomiędzy nimi. Wrzesień minął, a po nim nastąpił zgodnie z chronologią październik, przynoszący nową paletę barw na liściach. Te zaś powoli spadały na ziemię, powodując, że ten świat stawał się mniej ponury.

Żeby urozmaicić sobie drogę zajmowali się sobą i to dosłownie ujmując. Badali własne granice i wpadali w fascynację drugą osobą. Czekali tylko na jakiś ustronne miejsce. Nie musieli o tym rozmawiać. Zwyczajnie obaj nie zamierzali migadalić się na środku niczego. Kai wbrew pozorom ma na tyle przyzwoitości, a Cole nie jest na tyle odważny. Ciągle na samą myśl o seksie z szatynem czuje zdenerwowanie, jak i ekscytację. Te dwa uczucia towarzyszą mu za każdym razem, gdy jego towarzysz zbliża się do niego i sunie coraz odważniej dłońmi po jego rozgrzanej skórze. Nigdy przecież czegoś takiego nie robił z drugim mężczyzną, więc starał siebie uspokoić, że to normalne, że odczuwa stres. Coraz silniej odczuwał również potrzebę porozmawiania z Kai'em. Bardzo chciał poruszyć ten temat, ale ciężko było mu  ustanowić myśli na właściwy tor zwłaszcza, gdy Kai niczym kocur z błyskiem w oku zbliżał się do niego, dobrze wiedząc, że ten nigdzie nie ucieknie.

Zanim Kai wyjaśnił swoje podejrzenia o Harumi, najpierw wyszli z schowka, nie chcąc ponownie zostać przyłapanymi. Kolejna taka wymówka mogła nie zostać tak łatwo przyjęta. Wtedy mieli dużo szczęścia, jak to bywało u nich. Kai zawsze wtedy mówił, że rozumie dlaczego Cole ma tyle szczęścia, skoro mają go tylko głupcy, ale nie rozumie dlaczego on ma aż tyle go. Nie trzeba mówić, że zawsze po takich tekstach obrywało mu się. 

Wyjechali kawałek dalej od miasta, wychodząc z restauracji nie zauważyli owej dziewczyny, z którą rozmawiał Kai. Rozpłynęła się w powietrzu. 

-Pamiętasz jak wyglądała ta dziewczyna, która nas ostrzegła, aby nie kierować się na rynek?  - zapytał szatyn, głaszcząc ich konia po grzebie, gdy ten jadł sobie spokojnie trawę Ta w Szczygle?

Brunet sięga pamięcią do tamtych wydarzeń. Wszystko zapamiętał z najmniejszych szczegółem, co było bardziej przekleństwem niż pomocnym darem, bo dobrze wie, że ta sytuacja będzie go nawiedzać przez wiele, wiele lat, dopóki się z nią nie upora. Chciałby powiedzieć, że czas goi rany, ale miał wrażenie, że to byłe czcze gadanie, by dać nadzieję drugiej osobie. On nadal nie uporał się z śmiercią rodziców, która minęła już osiem lat temu. Nadal czuje równie mocno co wtedy tą samą niesprawiedliwość i gniew. Czas jedynie pomógł mu zapanować nad emocjami. 

-Blondynka, nie?

-Tak, jak i ta dziewczyna - odparł, przestając głaskać konia, który odszedł kawałek dalej dla lepszej trawy. Trudno było stwierdzić czy zaakceptował ich jako nowych właścicieli. On po prostu był posłuszny dopóki miał jedzenie w nadmiarze. Musieli mu od czasu do czasu dawać różne przysmaki, by ten ruszył się z miejsca. To nie była głupia kobyła, a złośliwe draństwo o pojemnym żołądku - Kiedy byliśmy w Szczygle i wtedy powiedziała nam o tym rynku... - robi głęboki wdech. Dla niego również jest to ciężkie. W tej kwestii obaj są tacy sami. Może tego nie widać po Kai'u, bo nie chce tego pokazywać, ani sytuacji na to nie pozwala, ale cierpi bardzo - Miałem wrażenie, że skądś ją znam. Nasiliło się to wtedy, gdy zobaczyłem ją tutaj i to jak zachowywała się dziwnie

-Nie wpasowała się w standardy tego miejsca? - dopytał.

-O nie sądziłem, że zauważysz - zdziwił się.

-Wiesz, jak już szwendamy się po tym regionie trochę czasu to można zauważyć pewne normy. Jak to na przykład, że ludzie nigdy nie poruszają się tutaj samotnie i ubierają się skromnie

☆꧁✬◦°˚°◦. քօʍóɖʟ ֆɨę ɖօ ʟǟʋʏ .◦°˚°◦✬꧂☆- [Lava Shipping] x mitologia słowiańskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz