Nie wiedział, co począć dalej. Skończyły mu się wszystkie opcje jakie miał i wyglądało to na najprawdziwszy koniec.
Cole i Kai umrą z rok rusałek.
Jak to nieheroicznie i pospolicie brzmi.
Ale przeważnie takie są śmierci. Zwyczajne i bez drugiego dna. Było to zapisane, a my sami nie mieliśmy na to wpływu nie znając końca tejże drogi.
Mimo to Cole nie chciał się pogodzić z tym wszystkim i nawet widząc, jak rusałka uśmiecha się demonicznie, wierzył, że jeszcze dadzą radę z tego wyjść cało. Reszta miała podobny wyraz. Tylko na ich pięknych twarzach on był przyjemniejszy.
Przywódczyni miała szeroki uśmiech, ukazujący szczękę i ubytki w zębach. Brakowało kilku z przodu. Wyglądało na to, że ktoś musiał je wybić. W oczach dalej była ta sama martwota. Ciało nie zmieniło się, tak samo z resztą świata.
Drzewa były na swoim miejscu. Wiatr, tak jak nie hulał, tak i teraz tego nie robił. Niebo usłane tysiącami szarymi chmurami, kradnącymi przyjemne promiennie słoneczne. Było ponuro i nieprzyjemnie. Nic się nie zmieniło i nic nie zwiastowało na to, że miałoby to ulec zmianie.
A mimo to nagle Cole złapał się za ranę zrobioną przez rusałkę z krótkim krzykiem. Nogi pod nim się ugięły i musiał podeprzeć się kosą, aby nie upaść na kolana. Nagle siły zostały mu odebrane, a oddech stał się cięższy. Trudno było znieść ból promieniujący z policzka. Gdy zabrał swoją dłoń i spojrzał na nią, ujrzał tą samą krew, co wcześniej i nic więcej. Nie rozumiał co się stało, bo dobrze wiedział, że to nie było działanie uroku. Widział jego działanie na drugiej osobie nie raz. Przecież właśnie jest świadkiem jak ono funkcjonuje na Kai'u, więc wie, że nie powinien czuć bólu. Jedyne co to nie powinien mieć kontrolę nad własnym ciałem.
Spojrzał na szatyna, który nadal nie spoglądał w jego stronę. Nawet nie oderwał się choćby na sekundę od rusałek, gdy krzyknął. Wpatrywał się w nie, jak w najważniejsze istoty w jego życiu. Nie przejmował się jego stanem i nim samym. To bardzo bolało i raniło jego serce, które chciało bić tylko dla Kai'a.
Przywódczyni zauważywszy, że urok nie zadziałał, a wręcz przeciwnie, został zdjęty osunęła się z odrazą w tył. Wykrzywiła swoją twarz w grymasie.
- Laisaicja... - wypowiedziała każdą sylabę powoli i z przerażeniem, który próbowała zamaskować odrazą, ale prawda była taka, że nikogo nie zdziwiłoby jej stan, bo gdy tylko powiedziała to imię na głos, reszta rusałek również odczuła lęk.
Chciała rzecz więcej, ale niewidzialna siła zacisnęła jej się na gardle, uniemożliwiając wymówienie czegokolwiek. Nie zdolna nawet była to cichego pomruku czy pokazania, że coś jest faktycznie nie tak.
Stała tylko, gotowa na swój los, by zginąć po raz drugi.
Nie bała się śmierci, bo ją przeżyła.
Cole nie zamierzał stracić tak dogodnego momentu na wygraną. Już po chwili był w stanie podnieść się i wykonać precyzyjne cięcie wzdłuż jej tułowia. Nie chciał dłużej patrzeć na tą przerażającą postać, która powinna rozpadać się w rękach. Nie zwrócił nawet uwagi na słowo, jakie rzuciła. Zostało one poniesione przez wiatr hen daleko i zostawiało ślady u tych istot, które dobrze wiedziały, co ono oznacza. On się tym nie przejmował, uważając, że to kolejny podstęp rusałek. Nie ma co im ufać.
Ciało runęło przepołowione na pół. Cięcie nie było trudne, dzięki starym, miękkim kościom i kruchego ciała. Stara, brudna krew również spłynęła na trawą i wsiąkała powoli w ziemię. Za niedługo nie pozostanie żaden ślad istnienia tychże rusałek.

CZYTASZ
☆꧁✬◦°˚°◦. քօʍóɖʟ ֆɨę ɖօ ʟǟʋʏ .◦°˚°◦✬꧂☆- [Lava Shipping] x mitologia słowiańska
Viễn tưởngDylogia ,,Modlitwa" Rozdziały w każdą poniedziałek o 24:00! - czasami zdarzy się o 24 h szybciej Kai i Cole żyją w dwóch różnych gildiach i z pewnością to co ich łączy jest śmierć obydwojga rodziców w bardzo młodym wieku oraz zamiłowanie do wykonywa...