☆꧁✬◦°˚°◦. օ ɖռɨʊ աƈʐɛśռɨɛʝֆʐʏʍ .◦°˚°◦✬꧂☆

131 8 46
                                        

Jeden wieczór wcześniej. Hrubieszów

Był środek nocy, kiedy to się wszystko zaczęło. Z pozoru cicho i bez niepokojów, nie zwiastujących tego co miało się wydarzyć. Nikt nie bił na alarm, nikt nie krzyczał o włamaniu. Koty spokojnie przechadzały się uliczkami, jak to miało w zwyczaju. 

Chaos zaczął się wraz z wybuchem. Ostrym, głośnym i mocnym. Szyby z ratusza wręcz wybuchły, rozrzucając szereg szkieł na ziemię. Wtedy też zaczęły się dopiero krzyki, wręcz agonalne. Dwoje mężczyzn wydostało się z budynku, trzymając się za oczy, skąpane we krwi. Krzyczeli, prosili o pomoc, brnąć na przód. Nic nie widzieli, gnali na ślepo, próbując oddalić się od szalejącego ognia w środku samego ratusza. Ich oczy były rozszarpane od zwierzęcia. Mieli na powiekach trzy długie pazury. Wokół ratusza zaczęli budzić się ludzie i wychodzić na rynek, chcąc dowiedzieć się o zamieszaniu. 

Noc przestała być taka ciemna.

Z tyłu budynku, gdzie jeszcze węży ognia nie dotarli, z jednego z szeregu okien, coś wyleciało roztrzaskując tym samym szybę. Nikt nie dostrzegł tego zjawiska, zbyt zajęci byli zajmowaniem się rannymi i próbą ugaszenia pożaru. Po mieście zaczęły roznosić się krzyki o pożarze. 

Tym tajemniczym zjawiskiem był puszczyk, większych rozmiarów niż przeciętny osobnik. W dziobie trzymał torbę i przelatywał nad rynkiem, starając się wycelować w jak najbardziej ciemną uliczkę miasta. Miasto starało się rozświetlać każdy zakamarek dla bezpieczeństwa. Dla innych było to dobrą wiadomością, ale dla tego stworzenie było tylko dodatkowym utrudnieniem. Na szczęście udało mu się takie znaleźć. Było to przesmyk między kamieniczkami, gdzie latarnie zostały wyłączone. Wąski i z wieloma ustawionymi skrzynkami. Najprawdopodobniej wejście dla służby dwóch postawionych na przeciw siebie mieszkań.

Nie wylądował delikatnie, wręcz upadł boleśnie i poturbował się dodatkowo o twarde, brukowane podłoże. Chwiejnie podniósł się na swych łapkach, postawił torbę i zaczął przeistoczył się w inną postać. Przemiana trwała powoli, sprawiając dodatkowy ból. Mozolnie piórka pokryte krwią, przeistaczały się w ludzką skórę, usłaną ranami i zadrapaniami. Łapki wydłużyły się i stały się zwykłymi stopami. To samo stało się z resztą ciała. 

I tak puszczyk stał się człowiekiem. 

Nie był to zwykły człowiek, tak samo jak i wcześniej nie był zwykłym puszczykiem. Po przemianie stawał się calutki nagi i tylko długie, bujne włosy potrafiły przykryć niewielki skrawek ciała. Miały być w zwyczaju miękkie w dotyku i białe w kolorze. Teraz przez odniesione rany, zabarwiły się na szkarłat i posklejały od krwi. Po rysach twarzy, nawet po samym ciele ciężko było stwierdzić czy człowiek był kobietą czy mężczyzną. Rysy nie miał ostrych jak brzytwa, czy zarysowanego mocno podbródka. Nos był prosty, rysy delikatniejsze, a twarz chuda. Uroda była zwyczajna i nietuzinkowa. Można byłoby tak rzecz, gdyby nie rozwalona warga i kilka zadrapań na policzkach, po wbiciu się w szybę. 

Z resztą ciała była tak, że tors był płaski, tak samo jak piersi. Wyglądało to jak ciało mężczyzny. Szersze barki, bardzo umięśnione ciało, widoczne lata treningów, ale dół ponownie wyglądał jak u kobiety.

Zaś oczy czarne, czarne jak sama ciemność. Mroczne, nieprzejednane.

Otworzyła swoją torbę, która stała przed nią i wyciągnęła długi, czarny płaszcz. Zarzuciła sobie go na ramiona i zawiązała pod szyją, bardziej sprawniejszą ręką. Zagryzła wargę z powodu bólu. Jedna była złamana. Podejrzewała, że w trzech miejscach. Druga możliwe, że miała pękniętą kość. Miała nadzieję, że właśnie było to. Liczyła choć na jedną bardziej sprawniejszą kończynę. Nogi były równie sprawnie co złamana jej ręka. Ale nie miała wyboru. Musiała przeć na przód i wydostać się z miasta. 

☆꧁✬◦°˚°◦. քօʍóɖʟ ֆɨę ɖօ ʟǟʋʏ .◦°˚°◦✬꧂☆- [Lava Shipping] x mitologia słowiańskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz