☆꧁✬◦°˚°◦. օ ɦʀʊɮɨɛֆʐօաɨɛ .◦°˚°◦✬꧂☆

105 9 64
                                        

Hrubieszów, obecnie. 

Słońce jawiło się na horyzoncie, lecz żaden ciepły promyk nie dotarł na ziemię przez gęste, szare chmury zawiśnięte na niebie. Kwestią czasu było, jak poleci ściana deszczu. 

Kai patrzył w górę z zadartą mocno głową w tył. Wyglądał na niezadowolonego z zaistniałej pogody, sądząc po jego grymasie twarzy.

-Myślicie, że może jednak nie będzie padać? - zapytał z nadzieją, nadal przyglądając się niebu.

-Padać? - powtórzył za nim Lloyd, kroczący obok niego na swym koniu - To będzie prawdziwa ulewa, jak nie burza - prychnął.

-Świetnie - odchylił głowę na naturalne tory - Jak ja kurwa nienawidzę deszczu 

-Jak trochę zmokniesz to nic ci się nie stanie - rzucił leniwie Cole, idący tuż za nimi. Śpiący Jay znajdował się obok. Spał z otwartą buzią i z każdą sekundą ześlizgiwał się z konia - Z cukru nie jesteś

-O bogowie - wyjęczał na to szatyn - Nie będziesz mi bronił marudzenia na deszcz. Nienawidzę deszczu, nawet bardziej od ciebie

Brunet mimowolnie wybuchnął na to krótkim śmiechem.

-Zatrzymajcie się - rozkazała Fatima. 

Posłusznie wykonali polecenie. Cole szybko chwycił lejce konia Jay'a, by ten zatrzymał się i gdy tylko to zrobił, rudzielec ześlizgnął się na ścieżkę. 

-AUĆ! - krzyknął na to chłopak - Cholera, chyba nabiłem sobie guza - chwycił się za czoło, ustawiając się do pozycji siedzącej - I co się śmiejesz, baranie! - rzucił gniewnie w stronę Cole'a, słysząc jak ten próbuje zdusić śmiech. Kai również uśmiechał się na tą sytuację rozbawiony, podobnie jak Lloyd. Tylko Fatima i Zane, przyglądali się ze spokojem sytuacji. Nie widzieli upadku Jay'a. 

-Czemu mnie nie przytrzymałeś lub nie obudziłeś! - odparł z urażą w stronę Brookstone'a, powoli podnosząc się na równe nogi. 

-Przytrzymałem ci konia - wzruszył ramionami, jak gdyby nic. Na jego twarzy błąkał się kpiący uśmiech - I jak koń się zatrzymał to spadłeś. Na niego się drzyj, a nie na mnie jak już 

Koń obrócił łbem do swojego właściciela nic nie rozumiejąc. Stał, zaczynając przebierać kopytami i kołysąc ogonem. 

-Od mojego zwierzaka precz, poczwaro! - krzyknął - Te słodkie oczka nic, by złego nie uczyniłby! - położył swoje dłonie na bokach głowy konia i przyłożył czoło do czoła konia - To rozkoszne stworzenie w przeciwieństwie do ciebie! - fuknął, urażony, obejmując swojego zwierzaka.

-Oj doprawdy - prychnął śmiechem Cole. 

-Można polemizować - dołączył do rozmowy Kai za co oberwał w ramię od Lloyda, który rzucił mu znaczące spojrzenie, przypominające mu o ostatniej odbytej rozmowie. Niestety nie było kiedy poruszyć wątku z pocałunkiem, a nie chciał tego robić w grupie.

Speszony brunet odwrócił głowę w miejsce, gdzie można było zobaczyć tylko rząd pól i łąk. Poczuł się jakoś dziwnie z komplementem z strony szatyna. Szatyna, z którym kilka dni temu przeprowadził bójkę i z którym się nienawidzi. To na pewno ta sama osoba?

Nie żeby przeszkadzał taki obrót sytuacji Cole'owi. Miał dosyć wrogów wokół siebie i nawet jeśli Kai potrafił być istnie denerwujący to lepiej, aby ich relacja zmierzała w kierunku ,,ok żyj sobie" niż jeżeli ,,kurwo, nienawidzę cię. Zgiń", jak było do tej pory. Dla przeprowadzenia misji będzie to dużo zdrowsze.

-Przepraszam panom, że przeszkadzam w celebrowaniu miłości - zaczęła leniwie Fatima - Ale chce coś wyjaśnić

Zostało im kilkanaście metrów do miasta, a bardziej do ustawienia się w kolejkę przed żeliwną bramą. Przed nią samą stali strażnicy w granatowych mundurach, sprawdzający dokumenty i kłócący się ostro z przybyszami. Pogoda dopasowana była idealnie do posępnych, wysokich murów Hrubieszowa. Nic dziwnego, że oba miasta nie darzyły się sympatią. Miały więcej różnić niż sama noc z dniem.

☆꧁✬◦°˚°◦. քօʍóɖʟ ֆɨę ɖօ ʟǟʋʏ .◦°˚°◦✬꧂☆- [Lava Shipping] x mitologia słowiańskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz