IX. KAPŁANKA

109 11 35
                                    

Kareta zatrzymała się na placu. Wszyscy zeszli jej z drogi i przyglądali się w zaciekawieniu z bezpiecznej odległości. Barczysty mężczyzna zeskoczył z kozła i otworzył drzwi karety. Wysiadał z niej Adrien, wciąż lekko nabuzowany po prawie-kłótni z ojcem, która rozpętała się wokół listy gości na jego nadchodzące urodziny. Prawie, bo Adrien nie dał rady powiedzieć więcej niż dwóch zdań, nim Gabriel uciął dyskusję, wymagając bezwzględnego posłuszeństwa.

Woźnica popędził dwa białe konie, by przestawić pojazd, a chłopak wraz ze swoim strażnikiem, który szedł dwa kroki za nim i uważnie badał otoczenie wzrokiem, skierowali się do świątyni.

Adrien wygładził dłońmi ubranie i udawał, że nie zauważa wbitych w niego spojrzeń. Zazwyczaj starał się nie wyróżniać, ale skoro przywieziono go karetą, nie było to możliwe.

Wieże zbudowanej na planie prostokąta świątyni wzbijały się w niebo, jakby chciały je rozerwać. Liczne łuki, wypustki i filary sprawiały, że budowla przywodziła na myśl organizm, spod którego skóry przebijały kości. Kolorowe witraże przedstawiały sceny z historii o bogach. Nad głównymi wrotami, których oba skrzydła były szeroko otwarte, w świetle dnia pobłyskiwała rozeta.

To nie był pierwszy raz Adriena w świątyni, ale jej potęga wciąż zapierała mu dech w piersiach. Szedł z uniesioną głową i urzeczony wpatrywał się w jej ogrom. Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz postawił stopę w świątyni. Musiało to być jeszcze, nim choroba przykuła Emilie do łóżka.

Tego dnia mijał równo miesiąc, od kiedy Adrien otrzymał miraculum i uznał, że powinien w końcu odwiedzić świątynię. Plagg zapewniał go, że nie jest to konieczne, bo najlepszą ofiarą będą większe ilości sera, ale chłopak chciał zobaczyć, jak sprawy mają się teraz, gdy dawne legendy okazały się prawdziwe.

Pierwszym, co zauważył, była większa liczba wiernych zgromadzonych pod świątynią. Wymieniali się w drzwiach.

Wejście do świątyni przypominało Adrienowi wkroczenie do innego świata. Uderzył go odurzający zapach kadzideł. Budynek wypełniały szmery modlących się ludzi i stukanie butów o gładką posadzkę.

Stał przez moment oniemiały, nim odważył się ruszyć dalej. Sufit był dokładnie taki, jak pamiętał – niezwykły układ żeber tego kamiennego organizmu podtrzymywany przez kolumny.

Po obu stronach świątyni znajdowały się ołtarze kilkunastu mniejszych bóstw. Niektórych imion nie dał rady sobie przypomnieć, co uświadomił sobie ze wstydem. Kręciły się przy nich pojedyncze osoby.

Wyjątek stanowił ołtarz bogini Nooroo, na którym złożono świeże owoce i kwiaty, paliły się lampy i kadzidła. Wierni padali przed nim na kolana i przyciskali czoła do ziemi. Wszyscy wiedzieli, że nie bogini jest winna atakom akum a człowiek, który ją zniewolił, by zawłaszczyć sobie jej moc. Nie tracili naiwnej nadziei, że sama mu ucieknie.

Adrien szedł ku głównym ołtarzom na końcu świątyni. Już z daleka widział dziesiątki ludzi pokładające się przed nimi. Pachnące ofiary, które tworzyły całe stosy, nie były w stanie zasłonić portretu w złotej ramie. Każdy na swojej części symbolu yin-yang, przedstawieni zostali Tikki po lewej i Plagg po prawej. Ich sylwetki otaczała złocista aura.

Chłopak uśmiechnął się pod nosem na widok podobizny w powiewającej czarnej szacie, długich włosach w tym samym kolorze i groźnie błyskających zielonych oczach osadzonych w ciemnoskórej twarzy. Jemu dane było poznać zupełnie inną wersję Plagga.

Przeniósł spojrzenie na Tikki. Zwiewna czerwona suknia w czarne kropki odsłaniała jej jedno ramię, które wznosiła, jakby chciała błogosławić ludzi. Na krótkich, ciemnorudych włosach nosiła diadem z szafirem, w którego kolorze były jej łagodne oczy. Adrien zastanawiał się, jaka bogini okazywała się być naprawdę, jak wyglądała jej relacja z Biedronką i czy kiedykolwiek dane będzie mu ją poznać.

GODS AND MONSTERS • MIRACULOUS LADYBUG AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz