II. PRZESILENIE

51 8 31
                                    

Zawstydzony Adrien rozejrzał się uważnie, nim schował płaszcz Chloe w skrytce za obrazem. Nie czuł się usatysfakcjonowany swoją wycieczką do części dla służby. Już słyszał ten śmiech Plagga, gdy ponownie znajdą się w jego komnacie i kwami zacznie nabijać się z jego tchórzostwa.

Nawet nie wiedział, czego się przestraszył. Choć nie miał zbyt wielkiego doświadczenia w tych kwestiach, czuł, że normalni ludzie nie pierzchają na widok swoich przyjaciółek, do których zresztą sami szli.

Pewność, że nigdy nie powtórzy tego błędu, prysnęła, kiedy zobaczył w następnym korytarzu. Wciąż miała zajęte ręce. Pomylił się wcześniej – nie był to pakunek, a złożony biały materiał gdzieniegdzie ozdobiony złotym haftem.

Przystanął na jej widok. Kiedy dziewczyna go ujrzała, uśmiechnęła się lekko i pomachała. Przyspieszyła kroku. Adrien rozważał ucieczkę, ale jego nogi nie mogły się ruszyć. Tak naprawdę chciał się spotkać z dziewczyną, mimo że zawiniątko w jej rękach przyprawiało go o lekki niepokój.

Marinette upewniła się, że byli sami i mogła zachowywać się swobodnie. Adrien chciał jej powiedzieć, że nie musiała się martwić, bo każdy odsypiał tragiczną noc, ale jego język odmawiał współpracy.

— Miałam nadzieję, że cię znajdę — oznajmiła pogodnie dziewczyna.

Adrien nie mógł nie zauważyć zmiany, jaka w niej zaszła od czasu, gdy ostatni raz widział ją jako Czarny Kot. Wciąż wyglądała na zmęczoną, ale po takiej nocy nie dziwiło go to. Jednak teraz w jej oczach tkwiła większa pewność kiedykolwiek. Właśnie tak musiała wyglądać osoba, której problemy zaczynają się rozwiązywać. Adrien prawie odetchnął z ulgą. Może niepotrzebnie tak się o nią martwił.

— Tak? — spytał głupio. Odchrząknął, znowu sobą zawstydzony. — Cieszę się, że w końcu zechciałaś się ze mną spotkać.

Na widok zdziwienia na jej twarzy, Adrien zganił się w duchu. Nie chciał, by jego słowa zabrzmiały tak napastliwie. Nie miał niczego złego na myśli. Naprawdę się cieszył. Po chwili Marinette znowu się rozluźniła.

— Wiem, o co ci chodzi — westchnęła. — Przyznaję, ostatnio zachowywałam się... inaczej, ale teraz trochę mi lepiej. Dziwne, zważywszy na to jak wyglądała ta noc, ale przynajmniej dostałam szansę na naprawienie czegoś bardzo dla mnie cennego. — Adrien nie zdążył zapytać, co to takiego. — Ale nie po to tu jestem. Chciałam ci to zwrócić.

Wyciągnęła przed siebie zawiniątko, które okazało się być płaszczem chłopaka. Tym, który pożyczył Marinette pierwszego dnia ich znajomości, by nie rozchorowała się od chodzenia po deszczu.

Adrien popatrzył najpierw na płaszcz, potem na dziewczynę, nie rozumiejąc, czego od niego oczekiwała. Marinette podsunęła złożone ubranie bliżej niego.

— Przepraszam, że tyle zwlekałam z oddaniem. Nie mam dobrego usprawiedliwienia. Po prostu... tak wyszło. Ale lepiej późno niż wcale, nie?

Uśmiechnęła się niepewnie, a Adrien pomyślał, że zaraz się roztopi w tym cieple, które wypełniało pałacowy korytarz. Nie zauważył go wcześniej. Zupełnie jakby przyszło wraz z Marinette.

— Jasne — odparł, choć się nie zgadzał. W tym przypadku wolał opcję wcale. — I nie przejmuj się. Tak naprawdę to o nim zapomniałem.

Miał nadzieję, że kłamstwo nie odbijało się na jego twarzy, by Marinette nie przyłapała go na gorącym uczynku.

Tak naprawdę doskonale pamiętał o płaszczu. Najpierw był mu obojętny, a potem cieszył się, że ubranie stało się niejako własnością Marinette. Podobała mu się myśl, że leżał w jej pokoju, że jakaś część niego, większa niż talizman, stale jej towarzyszyła. Czasem przyłapywał się na wyobrażaniu sobie, jak dziewczyna wkłada płaszcz, gdy jej pokój ogarnia chłód.

GODS AND MONSTERS • MIRACULOUS LADYBUG AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz