XXII. NA SKRAJU

44 9 49
                                    

Ciało Marinette było ociężałe. Powieki nie chciały się podnieść. Jej zmysły budziły się powoli. Słyszała kroki, czyjś płytki oddech. W nosie jej się kręciło i pamiętała resztki ostrego zapachu. Gdy przejechała językiem po ustach, znalazła tam gorzki smak. Czuła grubą, szorstką linę wokół złączonych kostek i kolejną trącą o nadgarstki.

Czuła wokół siebie obce ramiona.

Otworzyła oczy, krzyk zamarł jej na ustach. Rozpoznała tę twarz, choć widziała ją tylko kilka razy w życiu. Władca Ciem niósł ją spętaną. Schodzili w dół, jakby po schodach. Cóż, nie pierwszy raz z nich spadnie.

Marinette szarpnęła się gwałtownie. Zaskoczony wróg wypuścił ją z rąk. Wylądowała, gruchnęła o ostatnie stopnie, ale zaraz stoczyła się na miękką trawę.

Przetoczyła się w bok, byle dalej od nóg wroga, i podniosła na kolana. Mimo pęt spróbowała stanąć. Nie przeszła nawet trzech kroków, nim upadła z powrotem na ziemię. Przy kolejnej próbie poczuła szarpnięcie za warkocz.

— Stąd nie ma ucieczki — syknął jej do ucha Władca Ciem. Pchnął Marinette.

Upadła na łokcie, zanim jej twarz spotkała się z ziemią. Uniosła się nieco, gdy Władca Ciem stanął przed nią. Spojrzała mu wyzywająco w twarz.

— Nie doceniasz mnie.

Była Biedronką. Wciąż miała kolczyki w uszach. Wystarczy, by na chwilę spuścił ją z oczu.

— Musi być w tobie coś niezwykłego, skoro zwróciłaś uwagę Czarnego Kota. — W ustach Władcy Ciem nie brzmiało to na pochwałę. Mocno złapał podbródek Marinette. Zadarł głowę dziewczyny i przyjrzał się jej uważnie. — A jednak... nie wiem, co ci chłopcy w tobie widzą.

Odepchnął ją. Władca Ciem był chyba ostatnią osobą, której uwagi o jej wyglądzie interesowałyby Marinette. Jej uwagę zwróciła raczej forma chłopcy.

Mężczyzna wyminął ją i odszedł, ale była pewna, że nie na długo. Rozejrzała się. Wyglądało na to, że przyniósł ją do jakiejś podziemnej groty. Chłonęłaby hipnotyzujące piękno niezwykłego drzewa, widok zapierających dech kwiatów i motyli, gdyby nie okoliczności.

— Zamierzasz mnie zostawić, żebym zgniła pod ziemią? — spytała zaczepnie, gdy usłyszała, że wróg wraca.

Władca Ciem kucnął przed nią. Do pęt na jej nadgarstkach przywiązał kolejną linę. Pociągnął mocno, Marinette zrozumiała sygnał. Miała się podnieść.

— Wątpię, by dało się tu gnić. — Władca Ciem zaciągnął Marinette do najbliższego drzewa. — Nie przyzwyczajaj się do tego miejsca. Nie posiedzisz tu długo. Załatwię tylko jedną drobną sprawę i po ciebie wrócę.

— Wprost nie mogę się doczekać.

Marinette obserwowała drżenie kącika ust Władcy Ciem, gdy obwiązywał linę wokół drzewa. Stworzył skomplikowany supeł. Odsunął się. Trącił Marinette w ramię, aż upadła na ziemię.

— Masz cięty język jak na kogoś, kogo uprowadził największy postrach Francji.

— Siebie z kolei przeceniasz — mruknęła Marinette.

Władca Ciem zlustrował ją od stóp do głów. Zbliżył się, a dziewczyna cofnęła się, aż natknęła się plecami na drzewo. Odwiązał woreczek od jej pasa. Marinette wstrzymała oddech. Znajdzie Tikki.

Mężczyzna wyjął ciastko i popatrzył pytająco na dziewczynę. Uśmiechnęła się nerwowo.

— Każdego dopada w pracy mały głód.

GODS AND MONSTERS • MIRACULOUS LADYBUG AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz