XVII. CO Z OCZU, TO Z SERCA

88 7 32
                                    

Mężczyzna, na którego przed chwilą wpadła Marinette, spojrzał na nią spod krzaczastych brwi. Uśmiechnęła się do niego niewinnie i zeszła na prawą stronę ulicy.

— Marinette, zwolnij — poprosił Luka, który podążał pół metra za dziewczyną i bezskutecznie próbował ją dogonić.

— To ty się pospiesz. — Marinette przystanęła i zaczekała, aż chłopak się z nią zrówna. — Masz zaskakująco słabą kondycję jak na żeglarza.

Luka posłał jej rozbawione spojrzenie. Dalej szli obok siebie w górę ulicy prowadzącej do bocznej bramy do pałacu. Marinette przypomniało się od razu, jak niedawno się jechała tam na wozie w dniu, który całkiem odmienił jej życie.

— Z moją kondycją wszystko w porządku — odparł Luka. — To ciebie wyjątkowo rozpiera dzisiaj energia.

Marinette nie mogła się nie zgodzić. Poprzedniego dnia jej rodzice zaproponowali, żeby zaprosiła Lukę na kolację, bo bardzo chcieli się z nim zobaczyć, a nie mieli czasu wybrać się do portu. Dziewczyna obudziła się w wyśmienitym humorze i, kiedy tylko skończyła pracę u madame Bustier, udała się na łódź rodziny Couffaine.

Na jej samopoczucie wpłynęło także ostatnie spotkanie z Czarnym Kotem. Po wyznaniu, że nie potrafi odwzajemnić jego uczuć, bo jej serce należy do innego, bała się, że wszystko między nimi się zepsuje. Mimo że chłopak powiedział, że to rozumie, nie dowierzała do końca, a na wspomnienie szybkiego pocałunku w policzek, wciąż czuła ciepło pod skórą. O tym starała się nie myśleć zbyt wiele.

Obawy Marinette okazały się być bezpodstawne – stosunki między nią a Czarnym Kotem miały się jak dawniej. Walcząc z Królową Os, dziewczynie zdawało się, że wręcz są zgrani lepiej niż kiedykolwiek. Może takie otworzenie się przed sobą i szczerość tylko zacieśniły ich stosunki.

— Skąd wiesz, że to energia a nie po prostu niezwykła sprawność? — Marinette poruszyła zabawnie brwiami, na co Luka prychnął śmiechem. — Chyba jeszcze nie powiedziałam ci, że próbowałam się dostać na zajęcia z szermierki.

— Przyjęli cię? — Tym razem to chłopak uniósł brwi, wyraźnie zdziwiony.

— Coś ty!

Przeszli pod bramą rzucającą długi cień na dziedziniec.

— Czyżbyś brała przykład z naszej bohaterki?

Marinette spięła się na to pytanie. Naturalną rzeczą było, że Luka prędko dowiedział się o panującej w Paryżu sytuacji – o Władcy Ciem i ofiarach jego akum oraz walczących z nimi bohaterach. Podpytywał o nich czasem dziewczynę, ale ona starała się unikać tematu, by się z niczym nie zdradzić.

— Nie — odparła krótko Marinette.

Jej ręka odruchowo przesunęła się ku woreczkowi u pasa. Luka popatrzył na nią podejrzliwe.

— Czasami mam wrażenie, że nieszczególnie ją lubisz.

Marinette prawie się roześmiała, ale mogła to zrobić tylko w duchu. Co za ironia! Oczywiście, bywały momenty, kiedy dziewczyna miała dość samej siebie, ale na ogół nie narzekała – ani na Biedronkę, ani na swoją cywilną wersję.

— Zajdźmy najpierw do mnie — zmieniła temat tak szybko, że Luka zdawał się niczego nie zauważyć. — Muszę odnieść mamie sukienkę. Dała mi do zacerowania.

W budynku dla służby Marinette od razu poprowadziła Lukę na piętro. Uśmiechała się do mijanych znajomych, ale cały czas miała wrażenie, że dziwnie jej się przyglądają.

Z tego samego woreczka, w którym przesiadywała Tikki, Marinette wyjęła klucz do swojego pokoju. Weszła jako pierwsza i zaprosiła Lukę do środka. Od razu podeszła do łóżka, skąd wzięła niedużych rozmiarów – jak Sabine – szarą sukienkę. Marinette złożyła ją i przewiesiła sobie ją przez ramię. Odwróciła się do Luki, który rozglądał się po pomieszczeniu.

GODS AND MONSTERS • MIRACULOUS LADYBUG AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz