VII. SPOSÓB NA SZCZĘŚCIE

108 12 46
                                    

Słońce ogrzewało miasto, jakby dobrze wiedziało, że nadszedł dzień jarmarku. Odpędziło z nieba chmury, dzięki czemu każdy handlarz mógł rozłożyć swoje stoisko bez lęku o zalanie towaru. Na arenie stał stragan przy straganie. Oferowano przeróżne rzeczy – od produktów spożywczych, przez ubrania i tkaniny, do pamiątek z drugiego końca świata. Oprócz handlarzy, z tego słonecznego dnia korzystali przeróżni muzycy, akrobaci i iluzjoniści, wszyscy prezentowali swoje mniej lub bardziej niezwykłe umiejętności.

Tego dnia na jarmark przyszło więcej osób niż zazwyczaj, może za sprawą pięknej pogody, a może przez wieść o atrakcjach, które z jakiegoś nieznanego powodu nie miały pojawić się w Dzień Miłości a tydzień wcześniej. I faktycznie, obok miejsca, które zajęli sobie handlarze, rozstawiono kolorowe namioty, stragany z markizami w paski. Prowadzący gry zwoływali do siebie ludzi obietnicami nagród.

Alya pociągnęła Marinette w ten gwar. Roześmiane przyjaciółki wpadły między ludzi i chodziły od stoiska do stoiska, by zorientować się, z czego tym razem mogłyby skorzystać. Każda miała przy sobie dobrze ukryte oszczędności, które zamierzała dziś wydać bez żadnych wyrzutów sumienia.

— Od czego zaczniemy? — spytała Alya, gdy już zdążyły wszystko pobieżnie zwiedzić.

— Nie mam pojęcia — odparła Marinette z szerokim uśmiechem na ustach. — Od tych wszystkich kolorów kręci mi się w głowie. Wszystko wygląda lepiej niż rok temu, nie uważasz?

— Może dlatego, że brakuje kiczowatych serduszek i strzelających z łuków niemowląt ze skrzydełkami.

Choć rozbawiona, Marinette poczuła potrzebę stanięcia w obronie kiczu, który raz do roku nie wydawał się jej taki zły.

— Mów, co chcesz — powiedziała — ale czasem wyglądają uroczo.

— Będę udawać, że nie wiem, dlaczego tak mówisz. — Alya westchnęła teatralnie. Marinette popatrzyła na nią zdziwiona.

— Co? Dlaczego tak mówię?

Alya otworzyła usta, by odpowiedzieć, ale zrezygnowała z tego pomysłu. Wpatrzyła się w coś za plecami przyjaciółki.

— Marinette — powiedziała poważnie, starając się opanować mimikę twarzy — nie odwracaj się. No, chyba że chcesz się odwrócić.

— O czym ty mówisz?

Zmarszczyła brwi i mimo przestrogi Alyi – bardzo niejasnej, swoją drogą – spojrzała za siebie. Kilkanaście metrów dalej zobaczyła rozmawiających Nino, którego trudno było rozpoznać bez jego stroju minstrela, i Adriena. Ten drugi odwrócił głowę w bok w idealnym momencie, by spotkać spojrzenie Marinette. Jego twarz zajaśniała, trącił Nino w ramię i wskazał dziewczyny. Powiedzieli coś do siebie i zaczęli iść ku przyjaciółkom.

Marinette odwróciła się w panice i złapała dłońmi za głowę.

— Dlaczego kazałaś mi się odwrócić?!

Ja kazałam ci się odwrócić? — wzburzyła się Alya i wyrzuciła ręce na boki. — Mówiłam, żebyś się nie odwracała!

— Tak, ale potem... Ach!

Dziewczyna nie miała dużo czasu na to, by dać ponosić się emocjom, bo zaraz usłyszała koło siebie męski głos.

— Witam, piękne panie. — Nino uchylił przed dziewczynami niewidzialną czapkę.

— Cześć — odpowiedziały chórem Marinette z Alyą jak gdyby nigdy nic. Wymieniły szybkie porozumiewawcze spojrzenia.

Marinette popatrzyła niepewnie na Adriena, nie wiedząc, jak ma się do niego zwrócić. Prywatnie umówili się, że będą mówić do siebie po imieniu, jednak czy to wciąż obowiązywało przy innych? Może sytuacja poza pałacem wyglądała jeszcze inaczej? Na szczęście Adrien przywitał je tylko promiennym uśmiechem i od razu przeszedł do rzeczy.

GODS AND MONSTERS • MIRACULOUS LADYBUG AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz