I. JUTRZENKA

72 9 26
                                    

Jak wiele porażek potrzeba, by przysłoniły wszystkie odniesione zwycięstwa? Może wystarczy tylko jedna, ale ogromna. Biedronka rezultat swojej klęski miała właśnie przed oczami. Łzy przesłaniały jej widok, ale nawet w tej wodnistej mgle doskonale widziała, jak ludzie chowali się w namiotach rozbitych na porośniętej trawą części placu przed Wieżą Flaeia, by schronić się przed mżawką i w końcu zażyć trochę snu.

Stwierdzenie, że była to ciężka noc, nigdy nie oddałoby przeżyć Paryża. Kiedy niebezpieczeństwo minęło, każdy w napięciu czekał, aż magia przebiegnie przez miasto, by naprawić szkody. Nic takiego się nie wydarzyło.

Gdy nadzieja umarła, rozpoczęło się poszukiwanie rannych i zmarłych pod gruzami zawalonych budynków. Tych pierwszych zaniesiono do pałacu, by medycy udzielili im pomocy, a drugich nakryto improwizowanymi całunami. Całe rodziny szlochały, kiedy rozpoznawały wśród zmarłych swoich bliskich, a Biedronka chciała wyć razem z nimi, bo to przez nią nie dało się ich uratować.

Całą noc pomagała w poszukiwaniach, które utrudniał deszcz. Okazał się też prawdziwym zbawieniem, bo niektóre budynki stanęły w płomieniach i pomógł je szybko ugasić. Dziewczyna unikała pytań i cały czas znajdowała sobie nowe zajęcia.

Gdy gruzy zostały przeszukane, odwiedziła Małą Salę, do której zaniesiono rannych, by spytać, czy może pomóc. Zobaczyła strażnika, który przyniósł jej i Czarnemu Kotu wiadomość. Wiercił się we śnie, a ból ściągał jego rozpaloną gorączką twarz. Lekarz powiedział jej, że chłopak ma małe szanse na przeżycie, bo prawdopodobnie wdało się zakażenie.

Ranę króla zaszyto i opatrzono, jednak nie dało się nic poradzić na rozchodzące się od niej czarne linie, które momentami wiły się po brzuchu jak macki. Monarchy nie udało się obudzić. Spoczywał w swojej sypialni i żaden medyk nie potrafił przewidzieć, kiedy się obudzi.

Czarny Kot migał na widoku Biedronki od czasu do czasu, ale obydwoje byli zbyt zajęci, by porozmawiać. Bała się konfrontacji z nim. Nie wiedziała, jak mu wyjaśnić, że przegrali i pogrążyli miasto dlatego, że była głupio zakochana i z tego zaślepienia nawet nie zorientowała się, z kim rozmawiała. A powinna była. Adrien nigdy nie uśmiechał się i nie marszczył brwi w taki sposób.

Obawiała się, że nigdy więcej nie spojrzy na swojego przyjaciela w ten sam sposób, że gdzieś z tyłu jej głowy zawsze będzie lęk, że to Felix znowu próbuje ją oszukać. Z tego wszystkiego powoli czuła, jak jej uczucia do Adriana słabną, że od dawna słabły, ale trzymała się ich kurczowo jako czegoś, co znała, z czym się oswoiła i w czym czuła się pewnie. Teraz zabrakło tej pewności.

Woda kapała z kaptura, który Biedronka założyła sobie na głowę, prosto na podkulone, objete ramionami nogi. Chłód ogarnął całe jej ciało, co stanowiło nieprzyjemny kontrast z gorącymi łzami spływającymi po policzkach. Wstrzymywała się w cudzej obecności, ale teraz, gdy została sama, w końcu pozwoliła sobie na płacz.

Jej rodzice musieli się strasznie martwić, ale nie potrafiła zmusić się do powrotu do pałacu. Nie tęskniliby, gdyby wiedzieli, do czego doprowadziła ich córka.

Tak wiele osób straciło dachy nad głowami. Zniszczenia pod pałacem były znacznie większe, niż jej się wydawało. Niektórych przyjęły rodziny w innych częściach miasta, ale inni nie mieli dokąd pójść. Dlatego do świtu dziewczyna pomagała rozbijać namioty pod Wieżą Flaeia. Teraz obserwowała ten żałosny obóz, który zajął każdy możliwy skrawek trawy.

Pociągnęła nosem. Była strasznie zmęczona, ale w pałacu tylko leżałaby, patrząc w sufit. Równie dobrze mogła obserwować efekty swoich decyzji, by choć tym się pokarać.

GODS AND MONSTERS • MIRACULOUS LADYBUG AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz