𝐕𝐈𝐈𝐈. POWODY DO ŚWIĘTOWANIA

69 10 46
                                    

Marinette była tak zaspana, że przeoczyłaby beżową kopertę, którą ktoś przed chwilą wsunął pod jej drzwi, gdyby Tikki nie zwróciła na nią jej uwagi.

Mogła spać do południa, bo madame Bustier dała jej dzień wolny, ale obudziła się z samego rana. W dniu urodzin nigdy nie potrafiła długo pozostawać w łóżku. Choć nie obchodziła ich tak hucznie jak kiedyś, nadal towarzyszyła jej ta dziecięca ekscytacja.

Dziewiętnaście lat. Niezwykła liczba – prawie dwadzieścia, a jednak wciąż zawiera w sobie słodką końcówkę naście. W związku z jej zmianą, Marinette nie doznała niczego niezwykłego, nie przeszła żadnej przemiany wewnętrznej albo fizycznej transformacji. Postanowiła jednak wierzyć, że ta dziewiętnastka przyniesie jej szczęście, skoro tyle bóstw znajdowało się w panteonie.

Dowiedziawszy się o kopercie, rozczochrana i w koszuli nocnej wyskoczyła z łóżka. Otworzyła drzwi, ale korytarz był pusty. Nadawca zdążył umknąć.

Marinette wróciła do siebie i wzięła się za otwieranie koperty.

— To jakaś nowa ludzka tradycja urodzinowa? — zaciekawiła się Tikki, gdy przysiadła na ramieniu swojej wybranej.

Dziewczyna roześmiała się.

— Nic mi o tym nie wiadomo.

Przeczytała liścik pierwszy raz i zajęło to dłuższą chwilę, nim dotarł do niej jego sens. Pochyłe litery z mnóstwem zawijasów tańczyły przed jej oczami, gdy ciagle do nich wracała.

— Nie może być — szepnęła.

List był od Adriena. Nie znała jego pisma, ale zostawiał duży podpis pod spodem.

Zaczął od życzenia jej wszystkiego najlepszego (skąd wiedział?), a potem prosił, by stawiła się przy zewnętrznej bramie do ogrodów. Napisał, by sama wybrała porę, bo on dowie się, kiedy będzie tam zmierzała.

Marinette zrobiło się gorąco. Otworzyła okno. Poziom jej ekscytacji wystrzelił poza skalę. Pojawił się też lęk, że to złośliwy żart księżniczki. Marinette cały czas dziwiła się, że od incydentu z zaskrońcem Chloe ją oszczędzała. Nie pasowało to do niej. Marinette wciąż chodziła spięta w oczekiwaniu na katastrofę.

— Dobrze się czujesz? — spytała Tikki.

Dziewczyna oparła się tyłem o parapet. Może księżniczka wyrosła z potrzeby gnębienia jej? Przeczucie podpowiadało jej, że to naprawdę był Adrien.

— Tak.

Przetrząsnęła wszystkie ubrania w poszukiwaniu czegoś wyjątkowego, co nie krzyczałoby jestem desperatką, a raczej to moje urodziny i mam prawo ładnie się ubrać. Bo wcale nie była desperatką. Po prostu list Adriena pobudził jej wyobraźnię.

Stanęła na środku pokoju w sukience w delikatnym odcieniu różu, przewiązaną w talii szeroką wstążką w kropki, do której przytroczyła woreczek dla Tikki. Ręce jej się trzęsły, więc poprosiła kwami o pomoc w zapleceniu warkocza.

— Dobrze, jestem gotowa — powiedziała, przeglądając się w lustrze. Uszczypnęła się jeszcze w ramię, by upewnić się, że to na pewno nie wyjątkowo piękny sen.

— Czekaj, idziesz do niego od razu? Co ze śniadaniem?

Marinette machnęła ręką. Żołądek miała zbyt ściśnięty, by jeść. Poza tym nie chciała, by Adrien na nią czekał i sama wyglądała takiego momentu zbyt długo, by teraz zwlekać.

— Zjem później. Chowaj się, Tikki.

***

Gdy Marinette dotarła do zarośniętej bramy w szerokim murze, wycofała się od razu i przylgnęła plecami do chłodnego kamienia.

GODS AND MONSTERS • MIRACULOUS LADYBUG AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz