𝐈𝐕. RODZINNY SKARB

65 7 22
                                    

Adrien odsunął się od ciotki, kiedy ta wycałowała go już po kilka razy w każdy policzek. Patrzenie na Amelie Graham de Vanily, bliźniaczkę Emilie Agreste bolało go fizycznie. Siostry miały niemal identyczne rysy twarzy i nawet czas nie był w stanie tego zmienić. Ich tęczówki były w tym samym odcieniu zieleni, który odziedziczył także Adrien. Nawet jasne włosy Amelie podpinała z boku podobnie do Emilie.

Chłopak musiał przypominać sobie, że to nie mama właśnie go obejmowała, choć miło było przez chwilę poudawać, że znowu znalazł się w jej ramionach.

Jeszcze bardziej nieswojo Adrien czuł się podczas przywitania z kuzynem. Nie chodziło nawet o to, że Felix Fathom obejmował go, jakby brzydził się ludzkiego dotyku. Gdyby kuzyn podciął włosy, ułożył je inaczej i pożyczył ubranie Adriena, wyglądaliby identycznie.

W dzieciństwie, kiedy Felix z rodzicami częściej przyjeżdżał do pałacu, chłopcy często wykorzystywali swoje podobieństwo, by nabierać wszystkich wokół. Byli jednak przekonani, że w miarę dorastania, nienaturalne podobieństwo między nimi zniknie. Nic z tego.

Wszyscy nie mogli się nadziwić temu, że byli dla siebie ledwie braćmi ciotecznymi, a wyglądali jak bliźniacy. Adrien także nie potrafił tego pojąć.

— Może pójdziecie do komnat Adriena, podczas gdy służący będą zajmować się twoimi bagażami, Felixie? — zaproponował Gabriel.

Powitanie jego i Felixa było najdziwniejszym powitaniem, jakie Adrien w życiu oglądał. Wyglądało, jakby przywódcy dwóch wrogich armii spotkali się, by negocjować.

— Chyba sam wolałbym rozpakować moje bagaże, wuju — odparł chłodno Felix.

— Nalegam.

Adrien prawie widział iskry przeskakujące w powietrzu. W końcu Felix poklepał się po kieszeni kamizelki, jakby sprawdzał, czy ma przy sobie wszystko, co powinien i skinął lekko głową, nie spuszczając oczu z Gabriela.

— Dobrze, niech tak się stanie.

Nie do końca zadowolony z obrotu spraw Adrien zaprowadził Felixa do swojej dziennej komnaty, a Amelie powiedziała, że musi udać się na spoczynek. Starał się wierzyć, że gdy zostaną sami, uda mu się nawiązać swobodniejsze stosunki z kuzynem, ale czuł, że się przeliczy.

— W porządku, zostaniemy sami — powiedział do strażnika, kiedy ten chciał wejść za nimi do komnaty.

Pomrukując, mężczyzna wzruszył ramionami i zamknął drzwi. Adrien odwrócił się, by zobaczyć, że Felix zdążył rozłożyć się swobodnie na szezlongu, z jedną nogą założoną na drugą i rękami nad głową.

Adrien podszedł do niego powoli, jakby próbował przemknąć koło niebezpiecznego zwierzęcia, nie prowokując go do ataku.

— Odnoszę wrażenie, że mój przyjazd cię nie cieszy, kuzynie —zagadnął go Felix z szelmowskim uśmiechem.

— Kto tak powiedział? — odparł Adrien. Jeszcze nie wiedział, jaki ton chciał nadać rozmowie. — Moje uczucia są raczej neutralne.

Felix rozłożył ramiona.

— Widzisz? Powinieneś się przecież cieszyć.

Choć wciąż się uśmiechał, Adrien nie mógł pozbyć się uczucia, że w jego wyrazie twarzy było coś przebiegłego. Może nie fizycznie, ale Felix z pewnością zmienił się od dzieciństwa. Adrien nie umiał nazwać tych zmian, ale coś podpowiadało mu, że znajdzie ku temu mnóstwo okazji, skoro od teraz mieli razem mieszkać.

Po niedawnej śmierci swojego męża i ojca Felixa Amelie starała się listownie naprawić stosunki z Gabrielem. Colt Fathom opiekował się dużymi posiadłościami we Francji i po jego odejściu władza ta została przekazana komu innemu. Amelie z synem wciąż mieli swoje komnaty na tamtym zamku, ale kobieta zaczęła czuć się w nim obco.

GODS AND MONSTERS • MIRACULOUS LADYBUG AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz