𝐕. TEMPERATURA WRZENIA

71 7 76
                                    

Marinette pospiesznie kreśliła kontury kolejnych budynków. Od dawno chciała uwiecznić w szkicowniku panoramę miasta, a teraz, gdy w końcu znalazła czas, spieszyła się, by uchwycić sposób, w jaki zachodzące słońce wydłużało cienie.

Odłożyła ołówek i przyjrzała się krytycznie swojemu dziełu. Nie podobało jej się. W następny dzień wolny znowu przyjdzie na ten balkon, żeby poprawić rysunek.

Mimo niezadowalających efektów, cieszyła się, że znalazła na rysowanie choć kilka chwil. Od kiedy Władca Ciem powrócił, wokół Marinette zaczął dziać się prawdziwy chaos i nie wszystko było winą jej wroga. W ciągu zaledwie kilku dni prawie pocałowała Czarnego Kota (znowu), przez łzy błagała Mistrza Fu, by powiedział o sobie jej partnerowi, poznała Kagami, która uświadomiła jej, że ma u Adriena jeszcze mniejsze szanse niż sądziła, a Luka złożył jej deklarację, której wciąż nie potrafiła zinterpretować.

Słowem – miała wiele do przemyślenia, jednak pochłonęła ją praca szwaczki, bohaterki i życie prywatne. Cały czas była zmęczona i gdy tylko przykładała głowę do poduszki, zasypiała.

Dawno nie miała tak spokojnego dnia jak dzisiaj. Uwinęła się ze wszystkimi obowiązkami w pracy, zjadła z rodzicami i w końcu wyszła na balkon ze szkicownikiem w ręku. Dni robiły się coraz dłuższe, co dawało szansę na więcej takich wieczorów. Uwielbiała swoich przyjaciół, ale ich obecność nie zawsze sprzyjała uporządkowywaniu myśli.

Tikki spokojnie spała w woreczku przy jej pasie. Kwami nie zamierzała ponownie dać się zostawić na strychu w razie gdyby dziewczynie znowu przyszło do głowy gdzieś uciekać.

Marinette poprawiła kontury jednego z domów, którego ściany skonstruowała wcześniej z falujących linii. Naprawdę musiała wtedy odpłynąć myślami. Miała zamknąć szkicownik, kiedy usłyszała za sobą wesoły głos.

— Jeśli ci zapozuję, narysujesz mój portret?

Krzyknęła, a szkicownik wyleciał jej z rąk. Zachwiał się na krawędzi balkonu, więc zabrała go szybko, by nie poleciał w dół. Przyciskając go do piersi, odwróciła się do znajomej sylwetki, która stała na dachu, oświetlana ostatnimi promieniami słońca.

— Mógłbyś mnie tak nie straszyć? I nie, nie narysuję cię. Niedługo zacznie brakować światła.

Czarny Kot podpierał się na swojej lasce, przegięty w nonszalanckiej pozie. Mimo odmowy nie wyglądał na zawiedzionego. Wręcz przeciwnie, uśmiech nie schodził mu z twarzy.

— A innym razem? — zapytał. — Jeśli przyjdę do ciebie w środku dnia, czy zechcesz uwiecznić moje nieprawdopodobne piękno?

Marinette prychnęła, ale kiedy zadzierała głowę, by patrzeć na stojącego ponad nią bohatera, nie mogła powstrzymać się od uśmiechu.

— Możliwe. Ale trudno złapać mnie w środku dnia. Mam pełno obowiązków.

— Jestem pewien, że jeśli się za tobą wstawię, zostaniesz z wszystkiego zwolniona do końca roku. — Czarny Kot wzruszył ramieniem. — A tak w ogóle, nie zaprzeczyłaś mojej urodzie.

Roześmiał się, kiedy Marinette przewróciła oczami. Czasami ciężko było pamiętać, że nie miała na sobie stroju Biedronki i jeśli będzie się zachowywać tak samo jak w nim, chłopak zacznie nabierać podejrzeń. Na razie niczego nie zauważał.

— Zamierzasz tak stać cały wieczór? — Marinette zignorowała jego ostatnie słowa, by przypadkiem nie połechtać jego ego odpowiedzią.

Choć nie pokusiłaby się o stwierdzenie nieprawdopodobna, to dobrze wiedziała, że uroda Czarnego Kota go wyróżniała. Miał jedną z tych twarzy, które z przyjemnością uwiecznia się na kartce albo płótnie – pod różnymi kątami, o różnych wyrazach, w odmiennym oświetleniu. Taką, którą pragnie się wydobyć z najpiękniejszego kawałka marmuru. Ale on nie musiał tego wiedzieć.

GODS AND MONSTERS • MIRACULOUS LADYBUG AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz