XIII. IRIS

59 7 24
                                    

— Przestań się wiercić. — Marinette po raz kolejny wycelowała ołówkiem w Czarnego Kota.

Chłopak uśmiechnął się leniwie. Przywyknął do bycia portretowanym, do trwania kilka godzin w bezruchu, gry artysta powoli nakłada kolejne warstwy farby na płótno, ale to było co innego. Przed sobą miał Marinette, a nie obcą osobę.

— Chyba mogę od czasu do czasu na ciebie spojrzeć.

— Nie, nie możesz — odparła dziewczyna. — Wybrałeś taką pozę, więc teraz siedź spokojnie do końca.

Czarny Kot siedział z lewą nogą wyciągniętą a prawą zgiętą. Na tej drugiej oparł ramię, lewa dłoń leżała na powierzchni Łuku. Patrzył przed siebie. Przynajmniej starał się to robić.

— Wyglądasz uroczo, gdy się denerwujesz — stwierdził. — Robi ci się taka mała zmarszczka między brwiami.

— Po prostu się odwróć.

Zrobił to, gdy z satysfakcją zobaczył, jak na twarz Marinette wypływa rumieniec. Na początku podjął głupią decyzję o obróceniu twarzy do słońca, a teraz bał się ją zmieniać. Dziewczyna by mu tego nie darowała i jeszcze dostałby tym ołówkiem w głowę.

Poprzedniego dnia nieco się zdziwił, gdy Marinette poprosiła by przełożyć spotkanie na samo południe, ale skoro miała wolny dzień, nie widział przeciwwskazań i wymigał się od swoich obowiązków. Przekonała go, gdy zaproponowała spełnienie jego dawnej prośby i narysowanie go.

Przez chwilę Czarny Kot wsłuchiwał się w skrobanie ołówka o papier.

— Nie mogłabyś narysować mnie z pamięci? Już chyba masz dobrze wystudiowaną moją twarz.

Zerknął kątem oka na pogłębiający się rumieniec dziewczyny. Odchrząknęła, ale nawet to zatuszowało jej zawstydzenia.

— Czasem to robię — przyznała. — Ale to nie to samo, co rysowanie z natury. Szczegóły umykają i... te rysunki nie mają takiej duszy, jeśli wiesz, co mam na myśli.

Skinął.

— Moja charyzma musi być trudna do uchwycenia nawet teraz.

— Oczywiście. — Marinette prychnęła śmiechem. — Jak ty mi wybaczysz wszystkie te niedoskonałości?

— Będziesz musiała wymyślić cos naprawdę dobrego.

— Niedoskonałości byłoby mniej, gdybyś się tak nie wiercił.

Pozwolił jej na chwilę pracy w ciszy. Ale tylko chwilę.

— Marinette — zaczął poważnie — jest coś, o co chciałem cię zapytać od dłuższego czasu.

Dziewczyna podniosła na niego zaniepokojone spojrzenie. Sam nie cierpiał, gdy ktoś nagle podejmował z nim poważną rozmowę i zaczynał takimi frazesami, zamiast od razu przejść do rzeczy. Pewnie powinien przestać robić tak innym.

Marinette dała znak, żeby kontynuował.

— To będzie strasznie głupie i niezręczne. — Czarny Kot pomasował się po karku. — Nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz. Po prostu... tak ostatnio myślałem, że od dawna wiedziałaś, że byłem zakochany w Biedronce, ale chłopak, o którym ty mówiłaś, do tej pory pozostaje bezimienny i byłem po prostu ciekawy kto to. Oczywiście, jak mówiłem, nie musisz odpowiadać! Rozumiem, że to pewnie nieprzyjemny temat...

Dziewczyna uchyliła usta i niemal natychmiast je zamknęła.

— Wróć do tamtej pozycji, proszę.

Czarny Kot posłuchał, a Marinette wróciła do pracy. Wyrzucał sobie, jaką głupotą się wykazał. Teraz byli tu razem. Po co przywoływał przyszłość? Marinette musiała być zła, tylko nie dawała tego po sobie poznać. Tamten chłopak mógł ją zranić, a on jej właśnie o tym przypomniał.

GODS AND MONSTERS • MIRACULOUS LADYBUG AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz