XVI. CZARNE CHMURY

52 8 26
                                    

Oniemiały Czarny Kot wpatrywał się w Biedronkę. Chętnie dałaby mu czas na przetrawienie opowieści o jej ostatnich odwiedzinach w teatrze, ale musiała go pospieszyć. Kolejne spotkanie już się zaczęło, a żeby cokolwiek usłyszeć, należało przedostać się do środka, a nie tkwić na dachu.

Obiecała sobie, że tam nie wróci, przynajmniej nie podczas spotkania, by nie słuchać po raz kolejny Lili. Była gotowa pomyszkować w teatrze, kiedy będzie pusty, ale skoro nadarzyła się okazja, by wrócić tam z Czarnym Kotem, musiała z niej skorzystać. Nikt nie dodawał jej tyle siły. Powinien też na własne uszy usłyszeć, co się działo.

— Jak w ogóle znalazłaś się na tamtym spotkaniu? — spytał chłopak. — I dlaczego pałac nic nie robi z tą...? Nawet nie wiem, jak ich nazwać. Sektą?

— Na pierwsze pytanie nie mogę ci odpowiedzieć — odparła spokojnie Biedronka. — Pałac ma pilniejsze sprawy na głowie, jak sam wiesz.

— Dobrze, dobrze. — Nerwowe kręcenie głową chłopaka zdradzało, że wcale nie było dobrze. — Mówiłaś o tym Mistrzowi Fu? Na pewno będzie widział, co zrobić.

Biedronka westchnęła. Spóźniła się na spotkanie z Czarnym Kotem przez przedłużające się pożegnanie z Alyą. Chłopak zapewniał, że to żaden problem, bo przywykł do jej spóźnień na patrole, lekcje szermierki czy zwykłe spotkania, ale z jej perspektywy wyglądało o inaczej.

— Jasne, że mówiłam. — Nieco uraziła ją sugestia, że nie wpadła na taki oczywisty pomysł. — Radził nic nie robić. Nie powinniśmy się mieszać, bo jeszcze bardziej rozgniewamy tych ludzi. Pozostaje nam obserwować, trzymać rękę na pulsie i oczekiwać pomocy z zewnątrz.

— Naprawdę wierzysz, że Zakon nam pomoże?

Dziewczyna zacisnęła usta. Liczyła się z tym, że rejs trochę potrwa, ale w miarę jak oczekiwanie się przedłużało, zaczynała się niepokoić. Nie była pewna, co sądzić o Zakonie, ale wierzyła w Lukę. Ufała, że poprowadzi sprawę tak, by Zakon im pomógł.

— Tak. A teraz bardzo cię proszę, pospieszmy się. Możemy tak gadać całą noc, a spotkanie odbędzie się bez nas.

— Nie żebyśmy byli tam mile widziani — mruknął Czarny Kot. — Czyli idziemy robić to, o czym mówił Mistrz. Obserwować.

— Dokładnie tak. Pamiętaj, co to oznacza, Kocie. Jesteśmy cicho, nie rzucamy się w oczy.

Podeszła do drzwi, którymi z teatru wychodziło się na dach. Szarpnęła je kilka razy, aż wypadły ze starych, zardzewiałych zawiasów. Trudno, i tak nikomu nie były potrzebne. Oparła je o ścianę obok.

— No wiesz? Uczysz mnie jak się zakradać? Przypominam, że koty to urodzeni łowcy.

Uśmiechnął się szeroko, a Biedronce zrobiło się żal, że nie mieli czasu na głupie żarty.

— A ja przypominam, że biedronki nigdy nie odzywają się nawet słowem — odparła. — Weź z nich przykład i już nic nie mów. Nie wiemy, co czeka nas w środku. Ci ludzie mogą być nieobliczalni, a ja chcę wyjść stąd żywa.

— Ja też. Tym razem mam do kogo wracać.

Biedronka zastygła. Słowa były na pozór urocze, bo odnosiły się do jej cywilnej wersji, ale kryło się w nich dużo smutku. Wolałaby, żeby Czarny Kot czuł się kochany też przez rodzinę. Nie znała szczegółów, ale rozumiała już, że miał poważne problemy z ojcem, może w ogóle z obojgiem rodziców, bo matki nigdy nie wspominał.

Postarała się do niego uśmiechnąć, po czym pokazała, żeby weszli do środka.

Z początku drogę oświetlały im resztki światła dnia wpadające przez pozbawione drzwi wejście, ale gdy skręcili w korytarz, Biedronka niewiele widziała. Przewróciłaby się, gdyby Czarny Kot jej nie złapał.

GODS AND MONSTERS • MIRACULOUS LADYBUG AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz