XVII. RÓŻNE OBLICZA PRAWDY

48 5 31
                                    

Przebywanie w bibliotece nie powinno wzbudzać takiej frustracji, a jednak Adrien miał ochotę rzucać wszystkim dokoła, gdy przekopywanie się przez kolejne sterty książek i zwojów okazało się bezowocne. Po kilku godzinach, podczas których Plagg przeglądał tytuły i wskazywał chłopakowi te, które powinien przekartkować, kwami zaproponował przerwę.

Adrien miał już odmówić, gdy ktoś zapukał do drzwi i pojawił się strażnik z wiadomością, że Gabriel Agreste zaprasza syna na obiad. Przyzwyczajenie, że ojcu się nie odmawia, i licha nadzieja na pogodzenie się sprawiły, że chłopak uporządkował blat, przy którym pracował, ukrył Plagga i poszedł do jadalni.

Pod komnatą nie stał żaden strażnik. Adrien od jakiegoś czasu obserwował, że jego ojciec osłabił ochronę wokół siebie. Dawniej uważał, że Gabriel był paranoikiem, mając wokół tylu strażników, a teraz dziwił się, że w najniebezpieczniejszym dla Paryża czasie z nich zrezygnował.

Uważał jednak, że dobrze się stało. Były miejsca, w których pomoc była bardziej potrzebna.

Wszedł do jadalni, kiedy służący postawili przed Gabrielem i na przygotowanym koło niego nakryciu talerze w zupą. Adrien zawahał się, ale wkrótce zajął wolne miejsce.

— Zamówiłem na dzisiaj krem z białych warzyw — powiedział Gabriel. — Twój ulubiony.

Adrien popatrzył z niechęcia na talerz. Nienawidził kremu z białych warzyw. Przynajmniej Gabriel się starał.

— Dziękuję, ojcze — odparł, siląc się na wesoły ton. Zanurzył łyżkę w zupie. Zrobiło mu się niedobrze na myśl o kalafiorze, który od dziecka uważał za największą zakałę wśród warzyw.

Kilka niezręcznych minut później, podczas których Adrien grzebał łyżką w talerzu, a Gabriel spokojnie jadł zupę, ten drugi otarł usta serwetką.

— Sądziłem, że wspólny obiad będzie dobrą okazją do pojednania — odezwał się. — Tak dawno razem nie jedliśmy.

Czyja to wina? – chciał zapytać Adrien. Przyzwyczajenie wygrało po raz kolejny. To nie była istotna kwestia. Nie należało prowokować niepotrzebnej kłótni.

— Przyznaję, ostatnio... — Gabriel zawahał się. — Potraktowałem cię zbyt surowo. Był to dla mnie trudny dzień i chciałbym, żebyś zrozumiał, że nie zamierzałem cię urazić.

Adrienowi chciało się śmiać nad swoją naiwnością, która kazała mu wierzyć, że Gabriel przyzna się do błędu i pierwszy raz w życiu go przeprosi. Miał dziewiętnaście lat, żeby nauczyć się, że słowa Wybacz mi, synu, nie miałem racji. I wiesz co? Ślub odwołany! nie były w stylu jego ojca.

Milczał. Jasno i przejrzyście widział, jakich słów oczekiwał od niego ojciec. Gabriel chrząknął niezadowolony, kiedy nie padły. Nie mogły paść, bo Adrien nie uważał, że nic się nie stało. Stało się bardzo wiele.

— Dla mnie to też był trudny dzień.

— Wiem. — Gabriel pokiwał głową. — Dlatego odłożyłem tę rozmowę na później.

Oczywiście. Jaki ojciec jada obiad z synem dla przyjemności a nie, by zmusić go do posłuszeństwa?

— Mam rozumieć, że właśnie nadeszło później? — spytał cicho Adrien.

— Zawsze wiedziałem, że jesteś inteligentnym młodym człowiekiem — odparł Gabriel. — Skoro nastrój tamtego smutnego dnia już nam nie towarzyszy, wierzę, że porozmawiamy spokojnie i zrozumiesz, dlaczego podjąłem dla ciebie najlepszą z możliwych decyzji.

— Jak unieszczęśliwienie mnie na resztę życia ma być najlepszą z możliwych decyzji? — Upuszczona przez Adriena łyżka brzęknęła o krawędź talerza. — Nie chcę nawet wiedzieć, jakie były pozostałe opcje.

GODS AND MONSTERS • MIRACULOUS LADYBUG AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz