X. KONTRA

63 7 10
                                    

Złoty napierśnik, na którym wykuto wzory przypominające ciernie, lśnił w słońcu. Długa, pomarańczowa spódnica falowała z wokół nóg kobiety, mimo że tego dnia powietrze trwało w bezruchu. Pukle ciemnorudych włosów wypływały spod złotego szyszaka, który nie był w stanie ukryć ognia w oczach kobiety.

W prawym ręku trzymała halabardę, której ostrze głośnie błyskało. Wokół całej jej postaci kręciły się dwa nienaturalnie wielkie psy o krótkich włosach i szpiczastych, postawionych uszach. Wokół ich pysków widoczne były plamy czerwieni i Czarny Kot miał szczerą nadzieję, że nie była to niczyja krew, tylko efekt wybujałej wyobraźni Władcy Ciem.

Chłopak wyjrzał ostrożnie zza komina. Ulica opustoszała. Był to dobry znak, ale ucieszyłby się bardziej, gdyby spotkał Biedronkę. Na razie nie miał pomysłu, jak poradzić sobie z kobietą, której mocy nie zdążył jeszcze poznać, i jej psami.

Jego ręka powędrowała do lewego biodra, do rękojeści miecza, ale zaraz ją cofnął. To nie były iluzje jak wilk z nocy drugiego ataku Piaskowego Chłopca. Nie skrzywdzi żywych stworzeń. Tak czy inaczej stwierdził, że nie mieli ostatnio z Biedronką szczęścia do zwierząt.

Odpiął laskę od pasa. Rozsunął ją i wyskoczył zza komina. Laska trafiła w szyszak, ale nakrycie nie spadło z głowy, nasunęło się jedynie na oczy kobiety. Warknęła wściekle i odwróciła się do Czarnego Kota.

— Uszanowanie — uśmiechnął się chłopak, łapiąc za rondo wyimaginowanego kapelusza. — Muszę panią upomnieć, że takie wielkie psy powinno się prowadzać na smyczy. A tak poza tym, czym ty je karmisz? To olbrzymy!

Rzeczone olbrzymy odwróciły się ku budynkowi, na którym stał Czarny Kot, zadarły czarne głowy i zawarczały, obnażając ostre zęby. Kobieta zamachała nad głową halabardą.

— Dlaczego nie zejdziesz na dół i ich o to nie zapytasz?

Drzewce halabardy uderzyło w ulicę. Przez chwilę nic się nie działo. Zaraz bruk wystrzelił, odepchnięty przez wyrastające z ziemi w ekspresowym tempie ciernie. Nim Czarny Kot zdążył wyciągnąć miecz, by je przeciąć, oplotły jego kostki i nadgarstki.

Ciernie pociągnęły chłopaka na dół. Stęknął, gdy gruchnął o ziemię. Zgubił gdzieś miecz. Szamotał się, choć z każdym ruchem ciernie boleśnie wbijały mu się w skórę. Nie przebijały stroju, ale czuł je nawet przez magiczną tkaninę.

Trudno było nie usłyszeć kroku obciążonej uzbrojeniem kobiety. Stanęła koło Czarnego Kota. Jej psy nachyliły się do jego twarzy. Wzdrygnął się, gdy poczuł jeden z mokrych nosów na policzku.

— Gdzie Biedronka? — Kobieta kucnęła. Złapała ramię Czarnego Kota; jej palce wbijały się niemal tak mocno jak ciernie. — Chcę was oboje. Gdzie jest Biedronka? Gadaj!

Czarny Kot uśmiechnął się szelmowsko.

— Niestety, ale w naszej dwójce to Biedronka jest prawdziwym kotem. Chodzi własnymi drogami, więc nigdy nie potrafię odgadnąć, gdzie się znajduje.

Kobieta odwzajemniła uśmiech w najbardziej możliwie złośliwy sposób. Jej oczy zapłonęły, gdy podniosła się i pochyliła halabardę nad głową Czarnego Kota. Chłopak głośno przełknął ślinę.

— Może przybędzie, kiedy usłyszy twój krzyk?

Czarny Kot odmówił szybką zbiorową modlitwę do wszystkich bóstw, błagając o cud, i zrobił listę osób, z którymi powinien się pożegnać, ale nie zdąży. Czy jeśli poprosi kobietę, by przekazała coś Marinette, ona to zrobi, gdy już go dekapituje?

— Słyszałam, że ktoś o mnie pytał.

Kobieta krzyknęła, gdy coś nagle pociągnęło ją kilkadziesiąt metrów do tyłu. W połowie drogi wypuściła z ręki halabardę, która upadła z brzdękiem na bruk. Psy spojrzały za swoją panią i przekrzywiły głowy, nie rozumiejąc, co się dzieje.

GODS AND MONSTERS • MIRACULOUS LADYBUG AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz