XVIII. PERTRAKTACJE

66 7 12
                                    

Adrien wręczył najbardziej zaufanemu gońcowi liścik do Nino, w którym odwoływał spotkanie. Chciał spędzić popołudnie z Nathalie, ale po wybrzmieniu alarmu musiał zająć się poszukiwaniem kryjówki na przemianę. Służba biegła do korytarzy, z których okna wychodziły na główny dziedziniec, by zobaczyć, co się dzieje. Strażnicy szukali najbliższych wyjść z pałacu.

Jeden strażnik zaczepił Adriena z pytaniem, czy zmierzał w bezpieczne miejsce. Chłopak skłamał, a mężczyzna ucieszył się, że nie musi go eskortować.

Do jego komnat było za daleko. Adrien rozejrzał się i upewniwszy się, że korytarz był pusty, wślizgnął się do komnaty muzycznej. Przemienił się dopiero, gdy przyklęknął za fortepianem. Robił to raczej dla pewnej aury tajemniczości, a nie przez wiarę, że instrument dałby radę go ukryć. Taki pomysł wydawał mu się co najmniej śmieszny.

Alarm był nietypowy. Nie rozbrzmiały kolejno cztery wielkie dzwony ustawione w mieście. Strażnicy na murach uruchomili maleńki w porównaniu z nimi dzwon. Choć dźwięk o tym nie świadczył, niebezpieczeństwo było większe. Bliskie pałacu – bliskie śpiącego króla, jego rodziny, innych ważnych dworzan oraz, co gorsza, miejsca zajmowanego przez chorych i staruszków, którzy stracili domy w noc balu.

W stroju Czarnego Kota chłopak od razu poczuł się lepiej. Z dachu obserwował strażników, którzy wylewali się przez wrota pałacu i formowali szeregi, słuchając rozkazów rudego i śmiertelnie bladego kapitana Rogera.

Czarny Kot zmarszczył czoło. Nie widział żadnych olbrzymich monstrów, nikt nie latał w powietrzu, mierząc w strażników magicznymi pociskami. Nie było więc tak źle, jak mogłoby być.

Dalej śledził otoczenie. Na murach ustawiali się łucznicy i kusznicy. Kraty bramy zostały zasunięte... Wrócił wzrokiem w tamtym kierunku. Nigdy nie widział, by brama została zamknięta. Olbrzymia gula stanęła mu w gardle, gdy dostrzegł powód opuszczenia kraty.

Tabun ludzi ustawił się za bramą, skandując hasła, których Czarny Kot nie rozpoznawał. Większość dysponowała tylko swoimi pięściami, którymi wystrzeliwała w górę, jakby chciała uderzyć samo niebo. Niektórzy trzymali nabijane powykrzywianymi gwoździami pałki, z którymi Czarny Kot miał nieprzyjemność się poznać. Stojąca na czele grupy czwórka mężczyzn trzymała łuki. Wyglądali, jakby coś sobą zasłaniali.

Czarny Kot domyślił się, że miał do czynienia z towarzystwem z teatru. Cóż, wtedy było ich mniej. Nie rozumiał, w jaki sposób udało się Lili zgromadzić wokół siebie tak liczną grupę. Czy to możliwe, że działała potajemnie już od dawna? Cały czas knuła pod nosami jego i Biedronki?

Pomyślał, że to tylko kilkaset słabo uzbrojonych osób. Strażnicy z łatwością mogliby ich zestrzelić z murów. Jednak on by na to nie pozwolił. To wciąż były setki żyć, setki umysłów, które zostały wyprane. Jeśli osoba wydająca rozkazy była rozsądna, nie każe strzelać. Wywołaliby tylko zamieszki w mieście i ludzie zbuntowaliby się przeciw brutalności władzy. Ostatnia rzecz, jakiej potrzebował Paryż.

Gdy obserwował szereg strażników pod bramą, uznał, że nie da rady stać bezczynnie. Może w świetle dnia, z dala od mrocznego teatru, w którym sama atmosfera mąciła w głowach, jego słowa wywrą na zwolennikach Lili większe wrażenie. Zażegna konflikt, a potem spędzi popołudnie z Nathalie.

Zamierzył się do skoku i prawie się przewrócił, gdy został nagle zatrzymany.

— Lepiej nie. — Biedronka puściła jego kaptur.

— Wciąż nie zamierzamy nic zrobić? Przyszli pod pałac! — uniósł się Czarny Kot. — Tym razem to oni są na naszym terenie. Nic nam nie zrobią.

GODS AND MONSTERS • MIRACULOUS LADYBUG AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz