𝐗𝐈𝐗. ROZPRZESTRZENIENIE ZARAZY

60 8 20
                                    

Bezgłowy rycerz uniósł się w siodle czerwonookiego, karego konia, z którego chrap buchały kłęby dymu, i rozejrzał dokoła. Przynajmniej Biedronka założyła, że właśnie to robił, bo, oczywiście, nie miał głowy. Mimo to w czasie walki z nim czuła, jakby jego niewidoczne oczy przewiercały ją na wylot i teraz, schowana za rogiem budynku, odetchnęła z ulgą, że mogła odpocząć od tego wrażenia.

Słońce odbijało się od czarnej jak węgiel zbroi, a w miejscu, gdzie powinna znajdować się głowa rycerza, płonął ogień. Jego czerwone języki przypominała kopia rycerza i tarcza, którymi się posługiwał. U siodła zwisał miecz i dziewczyna domyślała się, że to w nim ukryła się akuma. Trudność polegała na tym, by go dosięgnąć i nie dać się przebić kopią.

— To trochę niesprawiedliwe — usłyszała koło siebie. — My nie mamy koni. Nie tym razem.

Odwróciła się do szeroko uśmiechniętego Czarnego Kota, który opierał się nonszalancko o ścianę. Jak zwykle zjawił się bezszelestnie. Kusiło ją, by odpowiedzieć żartem, ale musiała się powstrzymać. Im dalej tym lepiej.

— Myślę, że akuma jest w mieczu — powiedziała rzeczowo.

Czarny Kot zmarszczył brwi i odrywał się od ściany.

— Co się stało z dzień dobry? — spytał. — Pamiętasz te czasy, kiedy na przywitanie przywiązywałaś się do mnie jo-jo?

— To zdarzyło się raz i nie ma żadnego znaczenia. Skoro w końcu się zjawiłeś, może ruszymy do akcji?

— Nie przesadzasz? Dzwony dopiero co przestały bić. Czyżbyś znowu bardzo się spieszyła?

— Tak, właśnie tak — rzuciła oschle. — Niektórzy są poważnymi ludźmi i naprawdę mają w życiu jakieś poczciwe zajęcia.

Chłopak rozłożył ramiona. Biedronka zauważyła, jak blisko siebie się znaleźli, dopiero kiedy mogła uważnie prześledzić wzorek na zapince jego płaszcza.

— Jasno dałaś mi do zrozumienia, że masz mnie dość, ale mogłabyś chociaż nie być złośliwa.

Cofnęła się. Była złośliwa? Tak. Tak, ale, bogowie, wcale nie chciała. Nie zdążyła przeprosić, bo kopia przebiła powietrze między nimi.

— Dramaty zakochanych zawsze wpędzają kogoś do grobu. — Bezgłowy rycerz zarechotał, kiedy bohaterowie odskoczyli na boki jak oparzeni.

Biedronka zastanawiała się, skąd wydobywał się jego głos. Była skłonna uwierzyć, że to tylko wytwór jej wyobraźni, która w ten sposób chciała urozmaicić walkę.

— Tak? — Czarny Kot odpiął od pasa laskę. — Dobrze, że nie widzę tu żadnych zakochanych.

Chłopak zaatakował nogi konia, spychając go na środek ulicy. Zręcznie unikał jego kopyt i kopii rycerza, a Biedronka w tym czasie stała jak skamieniała. Słowa Czarnego Kota nie powinny jej zaboleć. Przecież dokładnie o to jej chodziło, do tego dążyła. Jeśli przestał ją kochać, to znaczy tylko, że jej plan się powiódł.

— Może mi pomożesz? — krzyknął do niej Czarny Kot.

Odpięła jo-jo od pasa i pobiegła pomóc partnerowi. Z nozdrzy konia wydobyło się nagle więcej dymu, a jego oczy niemal płonęły. Biedronka i jej długa wstążka na warkoczu już zdążyły się przekonać, co to oznaczało.

Rzuciła jo-jo, by owinęło w pasie Czarnego Kota, i odciągnęła chłopaka tuż przed tym, nim koń otworzył pysk i zionął ogniem. Chłopak stracił równowagę i upadł na ziemię. Prędko podniósł głowę, otwierając szeroko oczy.

To już jest serio niesprawiedliwe! — Wskazał obiema rękoma na konia.

— Nic w życiu nie jest sprawiedliwe — rzuciła Biedronka. Pociągnęła linkę i zaraz broń wróciła do jej rąk.

GODS AND MONSTERS • MIRACULOUS LADYBUG AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz