Rozdział czternasty

13 2 0
                                    

Hiszpania, Moraira, 12 lipca 1988 rok

Spoglądając na zachodzące słońce, wiedziałem, że właśnie mija kolejny, udany dzień.

Uśmiechnąłem się pod nosem. Byłem szczęśliwy, że udało mi się przeżyć następny dzień, jak normalny człowiek - o ile w ogóle mogłem tak się nazwać.

Ale nie mogłem oprzeć się uczuciu, że gdzieś tam, daleko od domu, bardziej w centrum miasta, czeka na mnie nowe życie. Jasne, mogłem uciec, ale czy było warto? Dopiekłbym tym ojcu, ale prawda jest taka, że to bardziej sobie zrobiłbym pod górkę.

Straciłby do mnie zaufanie, oczywiście jeśli w ogóle mi wierzy. Zważywszy na to, że wciąż mnie obserwuje, kiedy może, trudno było stwierdzić.

Z tego też względu nie przekraczałem granicy. Postanowiłem być grzecznym wampirkiem, ale robiłem to tylko i wyłącznie dla siebie.

Tak więc tajemnice hiszpańskiego miasta pozostały wciąż przeze mnie nieodkryte. Plus był taki, że żadne z nas nigdzie nie wychodziło, poza plażą. Jednak czułem, że już wkrótce to się zmieni - że piękne morze przestanie wystarczyć.

Westchnąłem, gdy słońce całkowicie schowało się za horyzontem.

- Fabian?

Uniosłem głowę. Ciche wołanie ojca spod domu wystarczyło, bym doskonale go usłyszał. Stał, opierając się o barierkę i, jak zwykle, nie odwracając ode mnie wzroku.

- Mamy gościa. Chciałbym, żebyś go poznał. Zwłaszcza, że to ktoś ważny.

Nie mogłem zaprzeczyć - jego słowa mnie zaintrygowały. Dlatego też zacząłem wspinać się po schodach, łapiąc ostatnie powiewy letniego powietrza, nim znajdę się w domu, pełnym niewyżytych dzieci.

Im więc stopni pokonywałem, tym bardziej zapachy wszystkich mieszały się w jedno. A mimo to wyczułem nową nutkę. Gdyby nie ostrzeżenie taty, zapewne stałbym się ostrożniejszy.

Nigdy wcześniej nie przyjmowaliśmy gości, więc to była dla mnie nowość. A przynajmniej żaden się nie pojawił, odkąd pamiętam.

A odgłosy dochodzące ze środka, pełne podekscytowania, świadczyły, że nowa osoba jest bardzo lubiana przez moje rodzeństwo.

- No więc? - powiedziałem nonszalancko, stając przed ojcem. Unikanie jego spojrzenia, choć zakrytego pod okularami, przychodziło mi stosunkowo łatwo. Widoki rozciągające się przede mną były znacznie bardziej ciekawe.

- Załatwiłem tobie i Ann nauczanie w domu.

Wzdrygnąłem się, bo nie tego się spodziewałem. Odwróciłem ku niemu głowę, marszcząc czoło.

- Nauczanie?

- Tak, oboje będziecie się uczyć. Matylda zostanie waszą nauczycielką.

Wzruszyłem ramionami.

- Pomyślałem, że teraz jest dobry czas. Matylda to moja dobra przyjaciółka i zgodziła się z nami zamieszkać i zająć waszą edukacją.

- Świetnie. - odparłem. Nie chodziło o to, że ojciec załatwił nam jakąś nauczycielkę. Po raz pierwszy miałem być sowicie nauczany.

Chodziło raczej o jego obecność i o to, że wciąż mnie zatrzymuje. Chciałem w końcu wejść do środka i zostawić go samego.

- Matylda jest również wampirzycą - na tą wzmiankę ponownie się wzdrygnąłem. - Więc nie musisz się przed nią ukrywać. I zapewne na wszystkie pytania, związane z naszym światem, ci odpowie...

Jego historia - tom 4 (seria: Sługi Szatana)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz