Rozdział dwudziesty-czwarty

9 3 0
                                    

Stany Zjednoczone, Los Angeles, 12 maja 1993 rok

Nie miałem pojęcia, co robić. Jak z tego wybrnąć.

Przez jakiś czas wpatrywałem się w martwe ciała Wygnańców, aż w końcu...

Zrozumiałem, że to niczego nie zmieni.

Byłem jak robot sterowany przez okrutnego człowieka. Robiłem wszystko mechanicznie, czując coraz bardziej ogarniającą mnie pustkę. Nie miało znaczenia, że niedawno właśnie przeżyłem swoje pierwsze polowanie.

Nie, liczyło się tylko martwe ciało Matyldy.

Dlatego też podniosłem je i resztkami sił starałem się dotrzeć do domu.

Droga ciągnęła się w nieskończoność. Zimne ciało mojej byłej nauczycielki tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że to nie sen. Chciałem płakać, ale nie potrafiłem. Zbyt wiele łez wylałem lata temu, przez co miałem wrażenie, że ich już nie mam.

I szczerze tego żałowałem. Bo w tej chwili były one potrzebne.

Z takimi myślami dotarłem do domu. Nie miałem pojęcia, która była godzina, ale ciemność już dawno zapadła nad Los Angeles. Światło paliło się tylko w pokoju Ann i w salonie.

Na ten widok osłabłem. Padłem na ziemię, przyciągając do siebie ciało Matyldy. Jej głowa była nienaturalnie wykręcona, ale uśmiech wciąż kwitł na jej twarzy.

Zginęła właśnie w taki sposób.

- Przepraszam, że nie byłem szybszy - wyszeptałem. - I dziękuję za wszystko.

Wziąłem głęboki wdech i spojrzałem na dom. Nie miałem innego wyjścia. Musiałem poprosić go o pomoc.

- Ta... Tato!

Wystarczył jeden krzyk. Usłyszałem, jak Basilio Torres zrywa się na mój okrzyk bólu. Po sekundzie wypadł na zewnątrz, a kiedy mnie zobaczył...

Ułożyłem Matyldę na ziemi, bez słowa.

- Fabian! - ojciec znalazł się przy nas chwilę później, klękając obok Matyldy. Wpatrywał się w nią z nieukrywanym szokiem. - Co się stało, synu?

Było mi wszystko jedno, jak się do mnie zwraca. Matylda nie żyła. I ten obraz na zawsze odcisnął się w mojej pamięci.

- W-Wygnańcy. - zdołałem tylko wychrypieć.

Ojciec ze świstem wciągnął powietrze, patrząc to na mnie, to na Matyldę.

- Rozumiem - odparł w końcu. - Fabian...

Uniosłem głowę, czując jak zaczyna mi się robić zimno. Ojciec wpatrywał się we mnie, a na jego twarzy malował się smutek.

- Wiesz, że nie da się już nic zrobić?

- W-Wiem.

- Ona nie żyje.

Gdy to powiedział poczułem, jak resztki mojej duszy pękają. Ogarnęła mnie rozpacz, której nie czułem już od dawna.

Lecz nic nie powiedziałem. Nawet nie krzyczałem. Zacisnąłem dłoń na nieruchomej ręce mojej nauczycielki.

- Idź do pokoju - odparł stanowczo ojciec. - Nic nie mów rodzeństwu. Zajmę się wszystkim.

Musiałem mu zaufać. Tak naprawdę nie miałem innego wyjścia.

Zostawiłem więc go samego z Matyldą i ruszyłem do domu, ze świadomością, że właśnie straciłem jedyną osobę, która nie tyle, co znała mnie na wylot, ale której przede wszystkim bezwzględnie ufałem.

Jego historia - tom 4 (seria: Sługi Szatana)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz