Rozdział czterdziesty-piąty

13 3 0
                                    

Kanada, Ottawa, 13 sierpnia 2005 rok

- Zawsze jest taki wkurzający?

- Niestety - skrzywiłem się, patrząc na Jamesa. - Richard to...

- Pierdolnięty demon. - dokończył za mnie mężczyzna.

Po udanym polowaniu, udaliśmy się spacerkiem w drogę powrotną. W dalekich zakątkach Kanady, które najlepiej znał James, znaleźliśmy odpowiednią zwierzynę. I, jak stwierdziłem, mężczyzna znacząco mnie prześcignął.

- Lepiej bym tego nie ujął - zaśmiałem się. - Ale muszę ci powiedzieć, że momentami bywa pomocny.

- Niby w czym? Wydawało mi się, że wyżsi nieśmiertelni od czasu do czasu sprawdzają, co u nas słychać i na tym ich robota się kończy.

Spojrzałem znacząco na Jamesa, który rozkoszował się letnim słońcem. Nagle poczułem nieodpartą chęć, by wszystko z siebie wyrzucić.

Zrób to. - podpowiedział mi głos.

- W pewnym sensie wprowadził mnie w ten świat. - skwitowałem. James wyczuwając zmianę w moim nastroju, uniósł głowę.

- A nie zrobił tego twój ojciec?

Westchnąłem. Teraz, albo nigdy.

- Ty opowiedziałeś nam swoją historię. A więc pora na mnie. Dzięki temu zrozumiesz, dlaczego tak bardzo nienawidzę ojca. A zacznę od tego, że zabiłem swoją matkę...



Kanada, Ottawa, 22 sierpnia 2005 rok

Tłum ludzi maszerował w przeróżnych kierunkach. Jedni biegli, by przywitać się z rodziną, inni dopiero mieli do swojego celu dolecieć.

I ja zaliczałem się do tej drugiej kategorii.

- Uwierzysz, że minął prawie miesiąc?

James pokręcił głową, wciąż niedowierzając.

- Skądże - zerknąłem przelotnie na bilet samolotowy. - Gdybym wiedział, że cię spotkam...

- To...?

- Nie przyleciałbym w ogóle.

- Palant - mężczyzna prychnął, spoglądając w stronę hali odlotów. - To był interesujący miesiąc.

- I znasz mnie na wylot tak, jak jeszcze nikt.

- Nie licząc rodzeństwa. I ojca - James spojrzał na mnie smutno. - Wciąż próbuję to przetrawić.

- Tak, rozumiem. Wszyscy widzą w nim kochającego ojca. Ale jest w nim potwór, taki jak ja.

- A ja nie mogę tego słuchać. Wciąż w to wierzysz? W jego słowa, sprzed tylu lat?

Nie odpowiedziałem. Nie do końca byłem pewien, co. I czy jest sens ponownie wdawać się w dyskusję o tym z Jamesem.

- Nie zmienię tego - odezwałem się w końcu. - Tego, że to miało na mnie znaczący wpływ. Nie zawsze tak o sobie myślę...

- Oby cię to nie wpakowało w kłopoty - skwitował, gdy usłyszeliśmy głos kobiety, informujący o moim locie. - Ja pierdolę. Mogłem jednak cię nie zawozić.

- Będziesz płakał?

- A chciałbyś?

- Nie wiem, jakbym się z tym czuł. - przyznałem.

- Powstrzymam się - rzekł. - Cóż, Finlandia musi być bardzo ciekawa.

- I jest. Nie chcesz może właśnie tam otworzyć swojej firmy?

Jego historia - tom 4 (seria: Sługi Szatana)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz