Rozdział dwunasty

12 2 0
                                    

Hiszpania, Moraira, 2 lipca 1988 rok

Podniosłem głowę znad ubikacji, by przez mgłę spojrzeć na mój pokój.

Czułem się w nim jak w więzieniu, a jednocześnie nie potrafiłem go tak nazwać. Wciąż oczywiście byłem wściekły na ojca, ale nie mogłem wyzbyć się wrażenia, że dobrze się stało.

Poczułem kolejną falę mdłości, która stosunkowo szybko ustąpiła. Usiadłem więc w wygodniejszej pozycji i patrząc z małej łazienki na rozciągający się przede mną pokój, zacząłem się zastanawiać, dlaczego tym razem wygląda on zupełnie inaczej.

Fakt, gdy już się trochę uspokoiłem i zrozumiałem, że ojciec ostrzegł ponownie rodzeństwo, by nie zbliżali się do mojego pokoju, ponieważ znów jestem chory, nie miałem innego wyjścia, jak potulnie gnić w tym miejscu.

A ono okazało się znacznie przytulniejsze, niż z początku sądziłem.

Widok z okna rozciągał się na przód domu i ulicę, po której praktycznie w ogóle nie przejeżdżały auta - dom chyba stał gdzieś na jakimś odludziu. Sam pokój był dobrze umeblowany, wręcz idealnie, co od razu obudziło we mnie sprzeczne uczucia.

Zawsze miałem do dyspozycji tylko łóżko, własną łazienkę i nic więcej. Teraz miałem meble, biurko, półki, szafę...

Jakbym przeniósł się do zupełnie innej rzeczywistości.

I tylko drzwi przypominały, że tak naprawdę nic się nie zmieniło.

Dlatego nic nie zmieniało faktu, że ojciec ponownie mnie tu zamknął.

W pierwszej chwili chciałem uciec. Ale za każdym razem, gdy ta myśl się pojawiała, znów słyszałem głos matki:

Naprawdę chcesz wrócić do tego, co było?

Zawsze wtedy się śmiałem. Bo to, co było, okazało się znacznie lepsze niż to, co jest w tej chwili.

Jeszcze do niedawna rozmawiałem z Ann, starałem się być młodszym bratem. I znów mi to odebrał.

Niestety, jedyną moją drogą ucieczki były okna. I, na moje nieszczęście, tata idealnie przemyślał, w którym pokoju mnie zamknąć.

Okna w tym pomieszczeniu były po prostu małe. Na tyle, że nie zdołałbym się przez nie przecisnąć.

Dlatego też musiałem zrezygnować i tkwić w tym pokoju, bez jakiejkolwiek nadziei, że coś się zmieni.

Bo czy mogło się coś zmienić? Gdy wyjdę z uzależnienia, gdy w końcu zapanuję nad głodem, czy mogłem liczyć na to, że ojciec mnie wypuści?

Pokręciłem głową, wstając na trzęsących się nogach.

Nie powinienem w ogóle wierzyć, że kiedykolwiek coś się zmieni.

***

Popołudniowe słońce przedostało się przez małe okno, rażąc mnie prosto w oczy.

Jęknąłem, zasłaniając się pościelą. Po ciężkiej nocy i jeszcze cięższym poranku, spędzonym nad ubikacją, byłem wykończony na tyle, że gdy tylko moja głowa dotknęła poduszki, odpłynąłem.

Co jakiś czas dochodziły do mnie odgłosy z dołu, ale nie rejestrowałem słów, które padały. Oczy mimowolnie mi się zamykały, a organizm wręcz błagał o chwilę odpoczynku.

Więc kiedy w końcu się ocknąłem, czułem się znacznie lepiej. Spojrzałem na swoje dłonie i zobaczyłem, że po raz pierwszy od kilku dni nie drżą. Choć wciąż nie wyglądały najlepiej, ze względu na bąble po oparzeniach, to był to jakiś pierwszy krok do sukcesu. Nawet jeśli tylko ja miałem się z niego cieszyć.

Jego historia - tom 4 (seria: Sługi Szatana)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz