Rozdział sześćdziesiąty-piąty

13 2 0
                                    

Finlandia, Helsinki, 14 marca 2012

Ubrałem się, ku niezadowoleniu Barbary.

- Naprawdę zamierzasz mnie tu zostawić? Po tym, jak właśnie uprawialiśmy seks?!

Powstrzymałem grymas. W końcu doczekałem się upragnionego seksu, ale czułem, że to nie było to samo, co zawsze.

Że w Barbarze coś się zmieniło.

- Czasem też potrzebuję gdzieś wyjść. Ty ciągle wychodzisz...

- I jeszcze zamierzasz wypominać mi, że spotykam się z innymi?!

Tym razem się wściekłem. Jednak nie chciałem robić niepotrzebnej awantury. Choć godzina była młoda to sąsiedzi na każde podniesienie głosu natychmiast reagowali.

- Niczego ci nie wypominam, maleńka - próbowałem ją udobruchać. - Chcę po prostu... Spotkać się z Vicky.

Moja przyjaciółka tak naprawdę teraz przyszła mi na myśl. Nie planowałem tego. Po prostu potrzebowałem porozmawiać z kimś, kto, powiedzmy, jest pod władaniem tego samego faceta.

- Fabian...

- Nie musisz lubić Vicky, ale zapewniam cię, po raz kolejny, że między nami nic nie ma - podszedłem do niej, obejmując w pasie. - Barbara, to ty jesteś miłością mojego życia.

Na szczęście uśmiechnęła się, a jej ciało rozluźniło pod wpływem mojego dotyku. Może więc wcale tak bardzo się nie zmieniła. Jest taka sama, tylko coś złego się dzieje.

- No dobrze. Przepraszam, że się uniosłam. Miałam nadzieję na rundę drugą.

- Im dłużej się czeka, tym lepiej - nachyliłem się do niej, szepcząc do ucha kolejne słowa. - A jeśli zajdzie taka potrzeba to zerżnę cię w kuchni, z samego rana. Tam chyba jeszcze nie próbowaliśmy, prawda?

Zadrżała, a ja poczułem, że na samą myśl znów twardnieje. Pomimo, że chciałem się stąd wydostać, trochę przez niesmak związany z seksem, to teraz znów miałem na to ochotę.

Jakbym pragnął dać nam jeszcze jedną szansę.

- Idź spać. Nie czekaj na mnie - korzystając z okazji, że Barbara się uspokoiła i próbowała walczyć z narastającym w niej pragnieniem, pocałowałem ją i ruszyłem ku drzwi. - Kocham cię!

- Ja ciebie też, skarbie! Uważaj na siebie!

Kiedy znalazłem się za drzwiami wypuściłem długi oddech ulgi.

Ale dlaczego? Dlaczego czuję ulgę?

Z takimi myślami udałem się do Vicky, licząc, że może pomoże mi rozwiązać moje, jak się później okaże, problemy.

*

- O ja pierdolę - Vicky rozdziawiła usta na mój widok. - Torres, jak tu trafiłeś?!

- No przecież bywałem już u ciebie więc nie rozumiem...

- Nie o to mi chodzi! Jakim cudem udało ci się do mnie dotrzeć?! Myślałam, że o mnie zapomniałeś, pochłonięty żoną i spełnianiem jej zachcianek!

- Vicky... - spojrzałem na nią błagalnie, a ona w mig zrozumiała.

- Wybacz. Wejdź, proszę.

Natychmiast znalazłem się w salonie. Ten pokój był jedynym w całym mieszkaniu, nie licząc oczywiście kuchni i łazienki. Kilkanaście pudeł waliło się po całym pokoju.

- Jeszcze się nie wypakowałaś? Trochę już czasu minęło.

Vicky jednak nie zaśmiała się tak, jak przypuszczałem. Z grobową miną spoglądała na mnie smutno.

Jego historia - tom 4 (seria: Sługi Szatana)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz