20 Boje się

2 0 0
                                    


Wieczór w Los Angeles był spokojny, powietrze ciepłe, a ulice przytłumione delikatnym szumem miasta, które nigdy nie zasypia. W apartamentowcu, w którym mieszkała Melissa, panowała jednak cisza. Jej mieszkanie, znajdujące się na ostatnim piętrze budynku, było oazą spokoju, oddzieloną od zgiełku miasta. Okna wychodziły na rozległą panoramę świateł, która zazwyczaj przynosiła jej ukojenie po ciężkich dniach na planie.

Jednak tego wieczoru spokój, który zazwyczaj panował w jej apartamencie, miał zostać brutalnie przerwany.

Melissa siedziała na kanapie, owinięta w miękki koc, wpatrując się beznamiętnie w ekran telewizora. Nie oglądała nic konkretnego – program, który leciał, był tylko tłem dla jej myśli. Od kilku dni czuła narastające napięcie. Była wyczerpana zarówno psychicznie, jak i fizycznie, a ciągła presja na planie, a także niepokój związany z Jasonem, zaczynały na niej ciążyć.

Zamknęła oczy, próbując się uspokoić, ale obraz Jasona z uporem pojawiał się w jej umyśle. Jego beztroski uśmiech, jego żarty, a także sposób, w jaki próbował ją zatrzymać po zakończeniu zdjęć. Coś w jego spojrzeniu budziło w niej niepokój, coś, co sprawiało, że czuła się nieswojo w jego obecności. Próbowała to ignorować, próbowała przekonać siebie, że przesadza, ale każda kolejna interakcja z nim tylko pogłębiała jej lęk.

Z zamyślenia wyrwał ją cichy dźwięk dochodzący z przedpokoju. Zmarszczyła brwi, niepewna, czy to dźwięk wyobrażony, czy realny. Z początku zignorowała go, próbując wrócić do swoich myśli, ale po chwili usłyszała go ponownie – delikatne skrzypienie, jakby ktoś otwierał drzwi. Jej serce zamarło, a żołądek ścisnął się w ciasny węzeł strachu.

Melissa zerwała się z kanapy, cicho stawiając kroki w stronę korytarza. Kiedy dotarła do drzwi, zauważyła, że zamek był otwarty. Miała przecież pewność, że go zamknęła... Prawda?

Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, poczuła chłodny dreszcz na plecach. Usłyszała cichy szept, który przeszył ją na wskroś.

— Melissa...

To był głos Jasona.

Jej oddech przyspieszył, a w głowie pojawiły się tysiące myśli. Co on tutaj robi? Jak wszedł do jej apartamentu? Wszystko to przelatywało przez jej umysł w ułamku sekundy. Zanim jednak zdążyła odpowiedzieć, Jason pojawił się w drzwiach, jego sylwetka wyłaniała się z mroku korytarza.

— Jason... Co ty... Co ty tutaj robisz? — zapytała, próbując brzmieć stanowczo, ale w jej głosie wyraźnie słychać było drżenie.

Jason uśmiechnął się, ale ten uśmiech nie miał nic wspólnego z radością. Był to uśmiech pełen czegoś złowrogiego, czegoś, co sprawiało, że serce Melissy zaczęło bić jeszcze szybciej.

— Chciałem z tobą porozmawiać. Wiem, że mnie unikałaś. Ale nie możesz mnie tak ignorować, Melisso. To jest... Niegrzeczne.

Zrobił krok w jej stronę, a ona cofnęła się instynktownie. Czuła, jak jej plecy dotykają ściany, a w gardle rosła panika. Była w potrzasku. Mieszkanie, które zawsze wydawało się jej bezpieczną przystanią, teraz stało się pułapką.

— Jason, proszę, wyjdź. Nie powinieneś tutaj być. — Próbowała mówić spokojnie, ale strach zdradzał jej każdą emocję.

Jason przybliżył się do niej, jego twarz była teraz o krok od jej. Czuła jego oddech na swojej skórze, a jego oczy były pełne ciemności.

— Melissa... — powiedział cicho, zniżając głos do szeptu. — Musisz zrozumieć, że nie możesz mnie tak odrzucać. Próbowałem być miły. Próbowałem być cierpliwy, ale ty... Ty mnie ignorujesz, traktujesz jak powietrze.

Jego ręka uniosła się, delikatnie dotykając jej policzka. Melissa stłumiła odruch, by go odepchnąć. Jej ciało zamarło, nie wiedziała, co zrobić. Wiedziała, że każda reakcja mogła tylko pogorszyć sytuację.

— Jason, proszę... — Jej głos był cichy, pełen błagalnej nuty, ale on tylko uśmiechnął się szerzej, jakby cieszył się jej strachem.

— Nie, Melissa. Teraz ty posłuchasz mnie.

W mgnieniu oka jego ręka zacisnęła się na jej nadgarstku, a drugi łokieć znalazł się przy jej szyi, przygwożdżając ją do ściany. Jej oddech urwał się, a jej oczy otworzyły szeroko w panice. Próbowała się wyrwać, ale jego uścisk był silny, bezlitosny. Jason nie miał zamiaru jej puścić.

— Próbowałem być dobrym facetem — mówił przez zaciśnięte zęby. — Ale ty... Ty mnie nie doceniłaś. Zawsze musisz być taka... Niedostępna. Taka lepsza od innych, prawda?

Z każdą kolejną sekundą jego głos stawał się bardziej agresywny, pełen jadu, który wcześniej próbował ukryć pod maską beztroskiego aktora. Melissa walczyła, jej ciało próbowało instynktownie się bronić, ale Jason był zbyt silny. Przestała czuć swoje ręce, tak mocno trzymał ją przy ścianie. Każdy jej ruch spotykał się z większym naciskiem, a jej płuca wołały o powietrze, które z trudem do niej docierało.

— Jason... Proszę... — wykrztusiła z trudem, próbując złapać oddech, ale on tylko przycisnął ją mocniej.

— Zrozum, Melissa — syczał przez zaciśnięte zęby — to, co się dzieje teraz, to tylko twoja wina. Mogłaś tego uniknąć, gdybyś nie była taka... Uparta. Ale nie. Musiałaś mnie ignorować.

Czuła, jak jego ręka przesuwa się niżej, a każdy dotyk był jak gorący nóż w jej ciele. Próbowała krzyczeć, ale z jej gardła wydobywały się jedynie zduszone dźwięki. Desperacja przejmowała kontrolę nad jej myślami. Czuła, jak świat wokół niej zwęża się do wąskiej, mrocznej przestrzeni, gdzie była tylko ona i on. Jego spojrzenie było teraz zupełnie inne – nie było w nim ani cienia człowieczeństwa.

W końcu, po tym, co wydawało się wiecznością, Jason puścił ją, odsuwając się z zadowoleniem, jakby spełnił jakiś własny, wewnętrzny obowiązek. Melissa osunęła się na podłogę, walcząc o każdy oddech, jej ciało drżało, a w oczach miała łzy. Patrzyła na niego, nie mogąc uwierzyć, co właśnie się wydarzyło.

— Pamiętaj, Melissa — powiedział spokojnie Jason, poprawiając kołnierz swojej koszuli. — Zawsze mogę wrócić. Lepiej, żebyś nauczyła się być... Uległa.

Obrócił się na pięcie i wyszedł, zamykając za sobą drzwi, jakby nic się nie stało. Jego kroki ucichły w korytarzu, a Melissa została sama. Siedziała na zimnej podłodze swojego apartamentu.

Javon Walton x Melissa SentoriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz