26 Cicha walka

2 0 0
                                    


Melissa wróciła na plan po dwóch dniach, próbując ukryć pod pozorami normalności wszystko to, co wydarzyło się w jej wnętrzu. Każdy jej krok, każdy uśmiech, każdy gest były starannie wypracowaną maską, która miała zasłonić pęknięcia. Była przyzwyczajona do tego, że musi udawać — w końcu całe życie pracowała nad swoim wizerunkiem. Ale teraz udawanie wymagało więcej siły niż kiedykolwiek wcześniej.

Zakryła rany na nadgarstkach długimi rękawami i bandażem, które zatuszowały ślady jej ostatniej walki z samą sobą. Chciała zapomnieć, odciąć się od tego wszystkiego, i wrócić do pracy, jakby nic się nie stało. Każdego dnia powtarzała sobie, że musi być silna, że musi przetrwać. Ale każde spojrzenie w lustro przypominało jej o tym, jak bardzo była krucha.

Kiedy weszła na plan, od razu zauważyła Javona. Stał niedaleko ekipy, a jego spojrzenie od razu spoczęło na niej. W jego oczach dostrzegła troskę i zmartwienie, które zadrżały w niej jak struny w instrumentach. Javon wyglądał, jakby chciał podejść, coś powiedzieć, zapytać, czy wszystko w porządku. Ale Melissa odwróciła wzrok, udając, że go nie widzi. Nie miała siły z nim rozmawiać, nie teraz. Czuła, że każde słowo mogłoby rozbić tę cienką powłokę, którą z takim trudem nad sobą rozciągnęła.

Javon próbował kilka razy nawiązać kontakt, szukał okazji, żeby z nią porozmawiać. Ale za każdym razem, kiedy próbował się zbliżyć, ona się odsuwała. Unikała go jak ognia, trzymając się na dystans. Wiedziała, że jego obecność przywołuje wspomnienia, których nie chciała mieć przed oczami — wspomnienia z tamtej nocy, kiedy w desperacji zadzwoniła do niego, szukając bezpieczeństwa. A teraz? Teraz musiała go unikać, bo każde ich spojrzenie mogło zdradzić zbyt wiele.

Dzień na planie ciągnął się niekończącymi się godzinami. Każda scena była dla Melissy jak kolejna bitwa. Musiała zmuszać się do uśmiechu, do grania, do udawania, że wszystko jest w porządku, choć w jej wnętrzu panował chaos. Wszystko w niej krzyczało, by uciekać, ale nogi sztywno trzymały ją na miejscu. Nie mogła sobie pozwolić na załamanie, nie tutaj, nie teraz.

Podczas jednej z przerw weszła do swojej garderoby, szukając chwili wytchnienia. Zamknęła drzwi za sobą i oparła się o nie, zamykając oczy. Jej oddech był ciężki, a dłonie drżały. Pragnęła spokoju, choćby na kilka minut, z dala od ludzi, od spojrzeń, od wszystkiego.

Nie usłyszała kroków, które cicho zbliżały się do drzwi. Nie miała pojęcia, że ktoś właśnie przekręca klamkę, a drzwi delikatnie się uchylają. Gdy poczuła czyjąś obecność w pokoju, serce zamarło jej w piersi. Zanim otworzyła oczy, już wiedziała, kto to jest. Nie musiała go widzieć, by rozpoznać tę zimną, duszącą aurę.

Jason.

Stał przed nią, z rękami w kieszeniach, z tym samym lodowatym spojrzeniem, które wywoływało u niej dreszcze. Jej oddech przyspieszył, a nogi jakby zastygnęły w miejscu. Chciała uciekać, ale nie mogła się ruszyć. Była jak zahipnotyzowana, sparaliżowana strachem.

— Melissa... — zaczął Jason miękkim, niemal szeptem, podchodząc do niej bliżej. — Myślałem, że zrozumiałaś. Przecież nie możesz przede mną uciec. Zawsze cię znajdę.

Melissa czuła, jak łzy napływają jej do oczu, ale nie miała siły ich powstrzymać. W głowie rozbrzmiewał tylko jeden głos: "Uciekaj!" Ale jej ciało nie reagowało. Była jak zablokowana, zamknięta w swojej własnej klatce strachu i przerażenia.

Jason zbliżył się jeszcze bardziej, a jego dłoń dotknęła jej ramienia. Melissa poczuła, jak chłodny dotyk przeszył ją na wskroś. Nie mogła oddychać, jej ciało było spięte jak struna.

— Nie płacz — powiedział z szyderczym uśmiechem na ustach. — Wiesz, że nic ci to nie da.

Zacisnęła oczy, starając się zniknąć, zniknąć z tego miejsca, z tej sytuacji. Ale nic nie mogło jej uratować. Nikt nie słyszał, nikt nie widział, co się działo za zamkniętymi drzwiami garderoby.

Javon Walton x Melissa SentoriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz