✨57✨

110 13 29
                                    

Ten dzień miał być jednym z najważniejszych w moim życiu. Ślub  symbol nowego początku, szczęścia, jedności. Wszystko było perfekcyjnie zaplanowane, każdy szczegół dopracowany, a ja w głębi serca czułem, że to będzie najpiękniejszy dzień, jaki mógłbym kiedykolwiek przeżyć. Jednak rzeczywistość brutalnie wywróciła wszystko do góry nogami.

Wszystko wydarzyło się tak szybko, jakby czas nagle przyspieszył. Najpierw huk wystrzałów, potem krzyki, przerażenie, chaos. Nieproszonych gości można było dostrzec tylko kątem oka, jak cienie przemykające między stołami, zanim kule zaczęły przeszywać powietrze. Moje serce zamarło, gdy zorientowałem się, że to nie była przypadkowa awantura... to była zasadzka.

W jednej chwili restauracja, która jeszcze chwilę temu była wypełniona śmiechem i rozmowami, zmieniła się w pole bitwy. Kwiaty na stołach, dopiero co ustawione dekoracje, teraz były rozrzucone i zdeptane, zalane czerwienią, która rozprzestrzeniała się niczym trucizna. Na marmurowych podłogach błyszczała krew, mieszając się z potłuczonym szkłem. Został tylko strach.

Ocknąłem się z tego letargu i zacząłem gorączkowo rozglądać się po sali, szukając znajomych twarzy. Mój wzrok w końcu padł na Yoongiego. Klęczał przy ciele Tae, a jego dłonie, pokryte krwią, drżały. Widok ten odebrał mi dech.

Krew płynęła z rany na klatce piersiowej Tae. Każdy jego oddech był coraz płytszy, jakby życie uciekało z niego z każdą kolejną sekundą. Yoongi trzymał go mocno, jakby siłą swojego uścisku chciał zatrzymać to, co nieuniknione. Oczy Tae były półprzymknięte, a jego twarz l blada jak ściana.

W tym momencie podszedł do nas Namjoon, szybko sprawdzając puls Hany

– Karetka jest w drodze – powiedział spokojnym, choć wyraźnie napiętym tonem. – Przetransportują ich na mój oddział. Jej puls jest wyczuwalny... Może nie będzie źle.

Nie wiedziałem, o kim mówi. Dopiero po chwili zrozumiałem, że w moich ramionach leżała moja żona, krwawiąca, ale wciąż oddychająca. Jej sukienka, biała niczym śnieg, teraz była poplamiona krwią, a welon wyglądał, jakby ktoś rozrzucił go w pośpiechu.

Patrząc na nią, czułem, że ten widok będzie mnie prześladować do końca życia.

– A Tae? – zapytałem, choć ledwo mogłem wydobyć z siebie głos.

Namjoon zaciął się na chwilę. Spojrzał na Yoongiego, a potem na Tae. Przełknął ślinę, jakby każde słowo, które miał wypowiedzieć, było cięższe niż poprzednie.

– Z nim jest gorzej – powiedział cicho, a jego słowa brzmiały jak echo w mojej głowie.

Czas nagle zwolnił, jakby świat wstrzymał oddech. Stałem tam, bezradny, czując jak coś we mnie pęka. Jakby fragment mojego serca roztrzaskał się na milion kawałków, których nie dało się już poskładać.

Namjoon podszedł bliżej, delikatnie sprawdzając stan Tae. Jego dłonie pracowały szybko, metodycznie, jakby automatycznie. Jako lekarz widział takie sytuacje wiele razy, ale tym razem jego twarz wyrażała coś więcej ból, bezsilność. Wiedział, że nic nie może zrobić.

– Musimy ich stąd zabrać – rzucił, wstając. – Karetki zaraz będą

Nie chciałem odejść od Hany ani od Tae. Spojrzałem na niego, na tego chłopaka, którego znałem od lat, którego śmiech zawsze wypełniał każdą przestrzeń, w której się pojawiał. Teraz leżał bezwładny, cichy, ledwo oddychający. Yoongi nie przestawał trzymać jego ręki, nawet gdy wokół nas narastał chaos,

- szefie - usłyszałem głos Háo - to chyba dla ciebie - podał mi karteczkę

Wziąłem od niego kawałek papieru i przeczytałem zawartość

DANGER LOVE || JEON JUNGKOOKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz