Szum morza... ciepły dotyk wiatru... cisza, w której mogłem słyszeć tylko bicie własnego serca. Siedzieliśmy razem na plaży, opierając się o siebie, tak jakbyśmy byli jednością. Słońce chyliło się ku horyzontowi, malując niebo odcieniami pomarańczu i różu, a ja czułem, że niczego więcej mi nie trzeba. Był tu, mój Yoonie, moja kotwica.
– Czemu jesteś smutny? – spytałem cicho, opierając głowę na jego ramieniu.
Czułem, jak westchnął. Przez chwilę wydawało mi się, że odsuwa się ode mnie, ale może to była tylko moja wyobraźnia.
– Wciąż się nie budzisz... – odpowiedział równie cicho, niemal szeptem, jakby bojąc się, że złamie coś delikatnego, coś, co tkwiło pomiędzy nami, niewidzialne, a jednak namacalne.
Zmarszczyłem brwi, zdziwiony.
– Przecież jestem tu, przy tobie.
Jego wzrok przeszył mnie jak nóż. Patrzył na mnie z bólem, którego nie rozumiałem, nie mogłem pojąć. Mój świat zaczął się chwiać, plaża, piasek i morze zdawały się rozmywać.
– Tae, to tylko sen... Wszystko to... – jego głos się załamał – ...wszystko jest snem. Musisz się obudzić, błagam. Ja cię potrzebuję.
Jego słowa brzmiały jak echo, jak mantra, którą powtarzał już niezliczoną ilość razy. Ale jak mogłem się obudzić, skoro byłem tu, przy nim? Próbowałem. Chciałem być z nim bardziej, mocniej, prawdziwiej. Czułem, że coś mi umyka, coś, czego nie potrafiłem uchwycić.
– Ale ja próbuję – odpowiedziałem twardo, jakbym miał nadzieję, że te słowa mogą odwrócić nieuchronny bieg wydarzeń, jakby mogły zmienić to, co było zapisane w gwiazdach.
Yoonie spojrzał na mnie, a jego oczy były pełne bólu i czułości jednocześnie.
– Zależy ci na mnie, czy nie? – szepnął.
– Zależy – odpowiedziałem bez zawahania. – Kocham cię.
Na jego ustach pojawił się cień uśmiechu, choć smutek wciąż był widoczny. Wstał, a jego postać stała się niemal przezroczysta, jakby światło zachodzącego słońca przenikało przez niego.
– Więc się obudź. Bądź przy mnie... naprawdę. – Odwrócił się i zaczął odchodzić, z każdym krokiem blednąc coraz bardziej, stając się jednym z promieni słońca, rozmywając się w blasku.
– Gdzie idziesz? – zawołałem, czując panikę, jakby coś cennego wymykało mi się z rąk.
– Wrócę, gdy się obudzisz – odpowiedział, a jego głos brzmiał już jak odległe echo.
Przez chwilę siedziałem w miejscu, próbując ogarnąć to, co się właśnie wydarzyło. Chciałem biec za nim, zatrzymać go, ale moje ciało było jak z betonu, ciężkie, nieruchome. Wszystko wokół zaczęło wirować, fale rozmywały piasek, zniknęło niebo. Obraz się zatarł, aż w końcu nastała cisza.
CZYTASZ
DANGER LOVE || JEON JUNGKOOK
AksiHana znajduje się w wirze emocji, gdy zaczyna odczuwać coraz silniejsze uczucie do swojego nowego nauczyciela matematyki, Jungkooka...