Epilog

101 12 18
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Kuchnia tętniła życiem, jak zawsze w świąteczne popołudnie. Zapach przypraw korzennych i pieczonych jabłek unosił się w powietrzu, a odgłosy rozmów i śmiechów wypełniały przestrzeń. Właśnie kroiłam ciasto, gdy poczułam delikatne szarpnięcie za rękaw.

— Mamo, kiedy tata wróci? — zapytał Jung-soo, patrząc na mnie swoimi wielkimi, błyszczącymi oczami.

Spojrzałam na niego z uśmiechem. Był cały Jeon Jungkook — od upartych loczków na głowie po zaciętą determinację w oczach. Ale charakter? O, to odziedziczył po Yoongim.

— Dzwonił, że za chwilę będzie. A coś się stało? — zapytałam z ciekawością, odstawiając nóż na blat.

Jung-soo roześmiał się, ukazując drobne ząbki.

— Wujek Yoongi nauczył mnie fajnej piosenki na pianinie i chciałbym wam ją zagrać!

Poczułam, jak moje serce mięknie. Kiwnęłam głową, a mój uśmiech tylko się poszerzył. Nie wiem, jak to się stało, ale w naszym domu mieszkały dwie kopie — Jungkooka i Yoongiego.

— Siema, mamsita! — rozległ się nagle głos Hobi'ego, który wparował do kuchni z szerokim uśmiechem, jakby właśnie przyniósł promienie słońca.

— Siema! — zaśmiałam się, odwracając do niego. — Gdzie Veronika?

— Do góry, zaraz zejdzie. — Puścił mi oczko i od razu zabrał się za pomaganie.

Podczas gdy Hobi nakrywał do stołu, przez chwilę rozmyślałam o naszej paczce. Wygraliśmy tę cholerną wojnę między Carterem a Wolf Synd, ale to nas rozdzieliło na długie trzy lata. Każdy z nas próbował żyć gdzieś indziej, na własną rękę. Tylko że los lubi bawić się w przewrotności. Chłopaki nie umieli funkcjonować bez siebie, a ja? Ja nie wyobrażałam sobie życia bez nich.

Ostatecznie Jeon, mój mąż i geniusz w jednym, kupił ogromny dom, gdzie każdy z nas miał swój pokój, swój azyl, a jednak byliśmy razem. W tym szaleństwie była metoda, choć nikt z nas nigdy tego nie przyznał na głos.

— Pomóc ci? — zapytał Hobi, wskazując na stół, gdzie wciąż czegoś brakowało.

— Tak, weź talerze, proszę.

Po godzinie wszystko było gotowe. Stół uginał się pod ciężarem potraw, a cała rodzina siedziała na swoich miejscach. Prawie cała. Brakowało dwóch osób — Jungkooka i Yoongiego.

Jung-soo siedział cicho, zerkając co chwilę na drzwi.

— Gdzie tata i wujek? — spytał w końcu szeptem, jakby bał się odpowiedzi.

— Słoneczko, oni na... — zaczęłam, ale przerwał mi odgłos otwierających się drzwi wejściowych.

— Tata! — krzyknął Jung-soo, zrywając się z krzesła i biegnąc do przedpokoju. Po chwili wrócił, ciągnąc za rękę Jungkooka, który wyglądał, jakby właśnie przeszedł przez burzę.

DANGER LOVE || JEON JUNGKOOKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz