Part 35

9.6K 687 1.4K
                                    

Miało nie być Bossa, bo... Bo to momentami ciężkie. 

 Ale dla nich jeszcze cięższe. Więc tym razem rozdział jest dla nich. 

No i dla M. która odwiedziła mnie na kawę i jej nie ruszyła! 

I dla mojej wifey Olsofff <3 

Niesprawdzony. 

_______________________________________________________________

Droga do centrum handlowego zajęła mi zaskakująco mało czasu.  Nawet nie myślałem o tym jak się do niego dostać, bo moje ciało jakby na autopilocie znalazło drogę. 

Od razu chciałem jechać do domu. Chryste, jak bardzo tego potrzebowałem. Zakopać się w łóżku, otoczony ramionami Harrego i zapomnieć o świecie. Chciałem wierzyć, że jakoś to będzie. Że może, jakimś jebanym, cudem Harry się nie domyśli. 

Jakaś moja samolubna część chciała odizolować go od tego świata, chcąc ochronić go od wszelkich krzywd. Druga jednak wiedziała, że jedyną osobą, która rzeczywiście może go zranić byłem właśnie ja. Ten, który powinien kochać i wspierać go najbardziej. Jedyne czego chciałem to, żebyśmy byli szczęśliwi. Uciekli gdzieś we dwójkę... Może moglibyśmy zrobić to jak w tym ckliwych romansach. Wsiąść do samochodu i odjechać w stronę zachodzącego słońca, nie odwracając się za siebie. Wieść proste życie przepełnione miłością, szczerością i po prostu... Po prostu być razem. 

Ale niestety. 

Tajny Agent i Boss Mafii... Przecież to od początku było skazane na niepowodzenie, a ja łudziłem się, że jakoś damy radę. Chyba trochę przeceniłem swoją przebiegłość. Chciałem załatwić dwie sprawy na raz. Zrobić dobrze Harrego i Ringo. Ale wychodzi na to, że wszystkim zrobić dobrze nie można. 

I musiałem przyznać się bez bicia, że cały czas miałem wątpliwości. Ale gdy tylko widziałem Hazzę. To jak w jego policzkach pojawiały się dołeczki, gdy się do mnie uśmiechał. To jak jego oczy błyszczały kiedy na mnie patrzył. I jeśli to nie była miłość... To nie wiem co to było. 

Kurczę. Mogłem coś wymyślić. Mogłem podrzucić Ringo jakieś fałszywe informację, później broniąc się, że to udało mi się wykraść. Ale jak długo mógłbym to robić zanim by się zorientował? No właśnie. 

Widząc goryli Harrego, którzy odetchnęli gdy w końcu mnie zauważyli, wszedłem do pierwszego lepszego sklepu, losowo wybierając jakieś rzeczy. I szczerze miałem to w dupie czy właśnie brałem różowe stringi czy patelnię. Miałem taki mętlik w głowie, moje myśli były chaotyczne, że nie zwracałem uwagi na to co kupuję. Cały czas udałem, że ich nie widzę, co najwyraźniej ich cieszyło. Idioci. Chwyciłem jeszcze kilka rzeczy i skierowałem się do kasy. Sprzedawczyni spojrzała na mnie dziwnie, rumieniąc się lekko. Drżącymi dłońmi zapłaciłem kartą Harrego, zanim szybkim krokiem udałem się z powrotem do samochodu.

Kurwakurwakurwa.

Uderzyłem pięścią w kierownice

Kurwa Louis. 

Nie powinienem był oddawać tego pendriva. Przeklinałem się w myślach. Ale nie było odwrotu. Modliłem się tylko, że by informacje mu wystarczyły, żeby dał mi w końcu spokój. 

Do domu dojechałem później niż planowałem. Przez całą drogę nie mogłem się uspokoić, a wiedziałem, że Harry od razu by to zauważył. Znał mnie jak nikt inny. Larry naskoczył na mnie, gdy tylko przekroczyłem próg rezydencji, zaśmiałem się cicho, drapiąc go między uszami.

- Larry chyba czas na kąpiel - powiedziałem, patrząc na jego ubłocone łapki. Postawił uszy i przekręcił łeb. - Do ciebie mówię brudasie - zachichotałem. Polizał mnie po dłoni, zanim ponownie naskoczył na moje nogi. - Larry - westchnąłem. Moje jeansy były brudne. Ten mały gnój jakby wyczuwając zmianę moje nastroju, zamerdał ogonem i uciekł do salonu. Typowy samiec. Najłatwiej nabrudzić i spierdolić!

Boss/ Larry; ZiallOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz