Part 48

7.1K 658 1K
                                    

   !!! 100 K WYŚWIETLEŃ !!! DZIĘKUJE <3

_____________________________

Ja i Harry nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy się trochę nie posprzeczali. On nalegał na wspólny prysznic, gdy ja chciałem wziąć go osobno. Czemu? Bo wiedziałem, że ten bydlak od razu by się na mnie rzucił. To był chyba pierwszy raz kiedy postawiłem na swoim i mogłem rozkoszować się prysznicem, a nie biciem Harolda po łapach.

Max biegał po Arkadii jak poparzony, kradnąc z pokoi koce i kołdry. Nie mieliśmy pojęcia gdzie je zanosił, ale jak długo nie zadawał jakiś dziwnych pytań, wszyscy byliśmy szczęśliwi. Ubrałem się ciepło i musiałem ucałować Harrego, żeby ten nie był już obrażony. Dopiero, gdy zacząłem mówić do niego nieco perwersyjnie, obiecując mu kilka niegrzecznych rzeczy, wstał. Oczywiście ze względów bezpieczeństwa, zabraliśmy ze sobą Kellsa i Lukę, zanim weszliśmy do samochodu. Dwa dwójka milion razy pytali czemu chcemy kupić kolejnego psa i Harry o mało nas nie wydał. Nie mogłem wyobrazić sobie co by później nastąpiło. Znając Luke i Kellsa ten pierwszy zawstydziłby się za nas wszystkich, a drugi wybuchnąłby śmiechem i nasza podróż trwałaby dwie godziny, zamiast jednej.

Już w samochodzie Harry wykonał jeden telefon, upewniając się, że ktoś otworzy nam sklep, żebyśmy mogli kupić psa. Ale miejsce do którego zajechaliśmy wcale nie było zoologiczny, a schroniskiem. I wtedy pokochałem go jeszcze bardziej. Zaparkowaliśmy przy bramie wjazdowej, ale zanim wyszliśmy, przyciągnąłem Harrego do namiętnego pocałunku.

- Kocham Cię - powiedziałem cicho.

Harry uśmiechnął się lekko, ostatni raz łącząc nasze usta.

- Też Cię kocham Lewis - zaczepnie klepnął mnie w pośladek.

Dłuższą chwilę wahałem się zanim przekroczyłem próg schroniska. Bałem się, że będę chciał je wszystkie, a Harry zdecydowanie odmówił bawienie się w sto jeden dalmatyńczyków. Tak jakby Arkadia nie miała miejsca na dziesięć psów, czy tam dwadzieścia. Każdy członek gangu mógł przecież jednego zaadoptować!

Harry wcisnął dzwonek i po niecałych pięciu minutach drzwi otworzyły się szeroko, a w nich stała jakaś staruszka.

- Matyldo, wyglądasz kwitnąco - powiedział Harry, przytulając ją do siebie.

Ta uśmiechnęła się nieśmiało, gładząc dół jego pleców.

- Pączusiu - zachichotała. - Dobrze cię widzieć.

- Ciebie też słonko - ucałował jej czoło. - Poznaj Louisa, mojego narzeczonego.

- Miło Panią poznać - powiedziałem, uśmiechając się ciepło.

- Jaki Ty przystojny! Wiedziałam, że młody Harold ma świetny gust!

Zarumieniłem się delikatnie. Jaka ona była słodka!

- Tilda! - krzyknął radośnie Kells, przyciągając kobietę do niedźwiedziego uścisku. - Nadal śmigasz na desce?

- Od czasu do czasu - wymamrotała, wyraźnie zawstydzona. - Kelly! Wyrzuć tego papierocha, ale to już! - pogroziła mu palcem. Kells potulnie zgasił swojego papierosa, wyrzucając go do śmietnika.

- Kelly? - szepnąłem do Harrego.

- To jego imię i tylko Matylda tak do niego mówi - zachichotał.

- Czego szukacie chłopcy? - zapytała, wpuszczając nas do środka.

- Weźmiemy psa, który mieszka tu najdłużej. Dasz radę to sprawdzić kochana?

Boss/ Larry; ZiallOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz