Part 53

7.6K 662 1K
                                    

Cześć kochani! Wiem, wiem... Trochę minęło od ostatniego rozdziału i rozumiem jeśli Boss stracił czytelników. Wczoraj wróciłam z kursu, który skończyłam z tytułem czeladnika. Myślałam, że w trakcie jego trwania, znajdę czas na pisanie, ale się przeliczyłam. Wczoraj też skończyłam 23 lata!

Nie jestem pewna czy po zakończeniu Bossa, Howling i Kopciuszka będę pisać jakieś nowe ff. Mam wrażenie, że powoli się wypalam. 

Tymczasem.  Już jestem i działamy! Kolejny rozdział jeszcze w tym tygodniu :)))

______________________

Miałem mętlik w głowie. Nie chodziło tu tylko o spotkanie z Desem. To przecież było nieuniknione. Nagranie, które posiadał było wystarczającym dowodem mojej zdrady, moich kłamstw. Nie mogłem wyobrazić sobie jakby to było, gdyby Harry dowiedział się o tym w taki sposób. Z dwojga złego wolałem, aby wyszło to ode mnie, anie od osoby, którą Styles nienawidził całym sercem. W myślach układałem miliony scenariuszy. Tysiące różnych sytuacji, w których byłem na tyle odważny, aby wyznać Harremu prawdę. Tylko,że żaden z nich nie kończył się dla mnie dobrze. Zawsze albo to umierałem albo umierał on.

W dodatku, nie wiedząc czemu, ale czułem jakby kończył mi się czas. Nie miałem tu na myśli mojej misji, bo na jej wykonanie zostało kilka dobrych miesięcy. Ale gdzieś w środku siedziało we mnie poczucie upływających dni. Coś wisiało w powietrzu i zdecydowanie mi się to nie podobało. Poczucie zagrożenia, które czyhało za rogiem sprawiało, że momentami traciłem oddech. Jakby żelazna pięść zaciskała się wokół moich płuc, odcinając mi tym dopływ tlenu. Tylko do czego odliczałem?

Może do momentu mojej zguby? Może moja misja miała skończyć się szybciej niż sam tego chciałem. Ale co miało nastać później? Miałem zapomnieć o tym wszystkim co spotkało mnie w ostatnich kilku miesiącach? Wymazać z pamięci Harrego i to wszystko co nas łączyło? Udawać, że nigdy nie spotkałem Maxa, Kellsa, Luki czy Zayna? Jak niby miałbym? Jak człowiek miałby zapomnieć o swojej rodzinie? Byłem pewny, że skończyłbym jako świadek koronny. Obdarliby mnie z tożsamości, zapełniając tę lukę losowym imieniem i nazwiskiem. Wywieźliby mnie gdzieś daleko od Londynu, pewnie na przedmieścia. Tam żyłbym w małym, przytulnym domku,ogrodzonym białym płotem. Kupiłbym psa, który byłby moim jedynym kompanem. Egzystowałbym. Bez Harrego tylko to by mi pozostało. Odliczałbym dni do procesu, bo tylko wtedy mógłbym znowu zobaczyć jego twarz. Widziałbym jak bardzo mnie nienawidzi, jak bardzo go skrzywdziłem. I wiedziałbym, że nawet jeśli widząc moją skruchę i to jak bardzo za nim tęsknię, nadal patrzyłby na mnie jak na zdrajcę.

Bez Harrego bym egzystował.

Martwił mnie jeszcze mój własny plan. Ten który uwzględniał mnie i Harrego. Bo załóżmy, że miałbym rację. Odeszlibyśmy z gangu, a mordercy i Des poszliby za nami. Czy byliśmy wystarczająco silni, aby pokonać ich we dwójkę? Czy tak naprawdę wiedzieliśmy jakie niebezpieczeństwo czyhało za rogiem? Ale musiałem przyznać, że nie tylko Des był nieprzewidywalny, bo ja i Harry również. Tylko, że jego ojciec nie miał nic do stracenia, a my? My mieliśmy aż za dużo. Bo co jeśli się myliłem? Czy mordercy i Des zostaliby by dokonać masakry? Jakbyśmy później żyli ze świadomością, że wszyscy zginęli właśnie przez nas? Czy to właśnie chciałem zrobić? Zostawić ich na pewną śmierć?

Ale co ja kurwa miałem zrobić? Czekać i patrzeć jak bliskie mi osoby tracą życie tylko dlatego, że byłem pieprzonym egoistą i tchórzem? Czy moje uczucia względem Harrgo były ważniejsze od setki istnień? Najgorsze było to, że moje serce krzyczało tak, gdy rozum nie.

Dlatego po kolejnej, nieprzespanej nocy wiedziałem co musiałem zrobić. To ja musiałem odejść. Opuścić swoją rodzinę, bo tylko tak byłem w stanie zapewnić jej bezpieczeństwo. Miałem nadzieję, że Harry w porę się opamięta i odpuści. Dla dobra innych, ale i swojego.

Boss/ Larry; ZiallOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz