Rozdział zawiera śladowe ilości sextingu, dużo wulgaryzmów i może spowodować mały zawał serca.
Najdłuższy jaki do tej pory napisałam, dosyć ciężko mi się pisało :)
Z góry przepraszam za końcówkę.
:*
________________________________________________
Harry zostawił mnie oniemiałego, po tym jak bezczelnie zmacał moje krocze. Rzucił mi jeden ze swoich szelmowskich uśmiechów i zniknął w głębi domu. Gdy odchodził miałem ochotę rzucić go czym ciężkim, ale zakręcił biodrami w tak kuszący sposób, że się zagapiłem.
Przecież te jego jeansy powinny być zakazane! Czy on mógł oddychać? I najważniejsze, jak mieścił w nich swojego... No jak?! Przecież to było fizycznie niemożliwe! Skoro miał się naprawdę czym pochwalić, a one tak ciasno przylegały do jego ciała! Kusiciel!
-Chodzący seks – mruknąłem pod nosem, rozkoszując się samotnością.
Nie wiedziałem jak to rozegrać, bo z jednej strony nadal no tak jakby go nienawidziłem, ale z drugiej kochałem na zabój. Jak mogłem pogodzić te dwa, tak sprzeczne uczucia?
-Wujku! - usłyszałem wołanie Maxa, dobiegające z oddali.
Poprawiłem płaszcz Harrego i wyszedłem na korytarz. Mały biegł do mnie, potykając się o własne nogi, wyraźnie widziałem, że był czymś podekscytowany.
- Co się stało Max? - zapytałem.
-Będziemy śpiewać kolędy i sto lat, chodź wujku! - krzyknął radośnie, ciągnąc rękaw płaszcza.
Musiałem przyśpieszyć kroku, bo ten dzieciak z pewnością kiedyś będzie sprinterem, postanowiłem później porozmawiać z jego mamą na temat ograniczenia mu cukru! I dziękowałem niebiosom za moją kondycję, bo inaczej w życiu nie zrównałbym z nim kroków. Max,zaprowadził mnie do salonu, gdzie dorośli usiedli na kanapach i fotelach, łącznie było nas około trzydziestu, dzieci o wiele więcej. Ustawiły się koło choinki i każdy z nim dzierżył w rączce po śpiewniku, usiadłem obok Anne i Gemmy, Harry spochmurniał.
Skoro zaproponowałem mu przyjaźń, to musiałem trzymać go na dystans. I zrobiłem to tylko dlatego, bo bałem się, że mnie pocałuje, albo przytuli, a ja chętnie bym to odwzajemnił.
Dzieci zaczęły śpiewać, pozwalając nam dorosłym uciec do jakiejś krainy marzeń, wszyscy patrzyliśmy w przestrzeń, wyobrażając sobie wiele rzeczy. To było takie kojące, uspokajające, że pozwoliłem, żeby moje oczy się zamknęły, a głowa opadła na oparcie kanapy. Nawet nie zwróciłem uwagi na to, że Gemma wstała,a na jej miejsce wcisnął się Harry. Pieprząc moją prośbę o przyjaźń, objął mnie ramieniem przyciągając zaborczo do swojego boku. Podkuliłem nogi i po prostu się w niego wtuliłem, rozpoczynając jednocześnie wewnętrzną konwersację z moim sumieniem.
- Chyba mogę pozwolić sobie na kolejną chwilę słabości, to przecież święta i moje urodziny! - tłumaczyłem
-Przestań pieprzyć Luigi, chcesz tego dotyku, zaraz znowu ci stanie!- powiedziało sumienie, sądząc po tonie, było zirytowane.
-Luigi? Serio umyśle? Mogłeś rzucić czymś lepszym – prychnąłem,otulając talię Harrego.
-Pieprz się Lewis, albo niech twój kolega Mario Styles cię pieprzy– warknęło.
Wariowałem.Bo kto przy zdrowych zmysłach rozmawia sam ze sobą, zmieniając barwę głosu?
No właśnie. Nikt.
CZYTASZ
Boss/ Larry; Ziall
FanficHarry jako boss największej mafii w Londynie, Louis jako agent działający pod przykrywką. Historia o tym, że serce zawsze wygrywa z rozumem. Larry Stylinson; Ziall Horlik;Muke Część DRUGA już na moim profilu :) okładkę wykonała, wspaniała hug...