Pozostałam w bezruchu. Moje oczy spotkały się z bacznym spojrzeniem wilka. Łapami lekko rozgrzebywał ziemię. Prychał rozjuszony. Skamlał cichutko. Usłyszałam głos mamy.
- Proszę się pośpieszyć - warknęła ostro do telefonu. Dopiero teraz zauważyłam że wcale nie była taka spokojna. Jej palce drżały zaciskając się mocno na drzwiach rozwalonego samochodu.
Na pierwszy rzut oka widać było, że auto nie jest zdatne do użytku. Wgnieciona maska, potrzaskana szyba i zgnieciony cały lewy bok. Drzwi od strony Augustusa ledwo trzymały się na zawijasach.
Odwróciłam się znów w stronę wilka. To nie był sen. On dalej tam stał. Z uwagą mierzyłam wzrokiem każdy centymetr jego umięśnionego ciała, pokrytego gęstą sierścią koloru smoły. Nagle usłyszałam głośne wycie syreny. Karetka pędziła przez ciemną noc. Drzewa odbiły blask lampy. Migotały na niebiesko i czerwono. Odwróciłam się w stronę z której dochodziło światło. Wilk też to zrobił. Przez chwilę wyglądał tak dostojnie i poważnie. Wyprężył się i po paru chwilach gdy odgłos wycia przybrał na spojrzał na mnie prychnął i wrócił do lasu. Nie wiedziałam co to miało znaczyć. Ten wilk i ja... Dzieliła nas tylko wąska jezdnia. Kilka metrów dzieliło mnie od stania się psią karmą. Co mi odstrzeliło? Gdy zwierze tam stało czułam spokój, byłam z nim bezpieczna a teraz? czułam jedynie piekący ból i chłód wrześniowej nocy. Pogotowie zaparkowało naprzeciw mnie. Wybiegło z niego trzech mężczyzn. Dwóch pobiegło do auta, a ostatni zatrzymał się przy mnie i spytał:
- Wszystko w porządku? Nic ci nie jest?
- Nie - powiedziałam odrywając wzrok od miejsca gdzie jeszcze przed chwilką siedział wilk- Tylko to ramie- wskazałam miejsce z którego sączyła się ciemno czerwona posoka. odłamki szkła można było zobaczyć gołym okiem. Sterczały w moim ciele jak kolce na grzbiecie jeża. Na szczęście twarz była tylko draśnięta. Nie zmieniało to faktu że obie części ciała bolały niemiłosiernie.
- Może lepiej poczekaj w karetce. Lekarz musi to zobaczyć - powiedział przytrzymując moje zdrowe ramię bym nie spadła wchodząc do pojazdu po metalowych, rozkładanych schodkach.
Posłuchałam go i grzecznie poczekałam aż jego koledzy wrócą razem z mamą i panią Emili. Kiedy jechaliśmy nie mogłam przestać myśleć o wilku, którego widziałam. Miałam dziwne wrażenie, tak jakbym ciągle chodziła po gąbce. Nogi mi się uginały. Nie słyszałam co mówią do mnie lekarze ani pielęgniarki. Jedyne co pamiętałam to mój upadek, krzyk mamy i zimną posadzkę.
Obudził mnie silny zapach piwonij. Otworzyłam zaspane oczy i ze zdziwienia aż zamrugałam. Na moim łóżku siedział Dean Lupus. Posłał mi krótki arogancki uśmiech.
- No nareszcie się obudziła nasza śpiąca królewna. A już się martwiłem że trzeba będzie szukać księcia- Powiedział pełnym przejęcia głosem 5 letniego dziecka
- Zamknij się - odparłam ostro z lekką dozą rozbawienia - Gdzie ja jestem i co ty tutaj robisz?
- Otóż księżniczko twoja karoca przywiozła cie do szpitala, możesz się tu czuć jak w więzieniu - wskazał metalowe kraty w oknach
- To by wyjaśniało dlaczego jestem podpięta do tych wszystkich rurek - odparłam pokazując wenflon- Ale dalej nie wiem czemu ty tu jesteś.
- Zemdlałaś w karetce pogotowia - szepnął widząc że wchodzi do sali jakaś pielęgniarka - Tak przynajmniej mówiła mi twoja mama- wyjaśnił widząc moją zdziwioną minę- a ja jako dobry kolega postanowiłem cię odwiedzić. Po drodze kupiłem ci kwiaty
- Są świetne- spojrzałam na wazon, w którym było około 8 wielkich różowych kwiatów- Dziękuję. Twój brat mówił że wyjechałeś z miasta...
- W zasadzie tak, ale szybko wróciłem. Miałem pojechać na lotnisko, ciotka z Pittersburga miała przylecieć na weekend, ale wyobraź sobie odwołali lot.
- A twój tato albo twoja mama nie mogli jej odebrać?- spytałam niemal oskarżycielskim tonem. Ta sprawa wydała mi się podejrzana.
- Wiesz... Oni mają delegacje. Nie mają czasu na takie bzdety...- Chłopak wyraźnie chciał uniknąć tematu rodziców więc kiwnęłam tylko głową.
Wydawało mi się to zbyt dziwne że ani razu nie widziałam rodziców Deana.
- Twoja mama kazała ci powiedzieć kiedy się obudzisz, że twój telefon jest w szufladzie... Także ten... to ja będę leciał. Zdrowiej maleńka- powiedział i zniknął.
Kiedy tylko zostałam sama zdrową ręką sięgnęłam po telefon i wpisałam w wyszukiwarkę
Pittersburg-Richmond- loty
Tak jak myślałam, po przejrzeniu całej listy przylotów i odlotów z obu miast żaden nie został odwołany. Co więcej lot o interesującej mnie trasie nie obywał się w przeciągu czterech dni... Lupus wyraźnie coś kręcił a ja chciałam się dowiedzieć co było jego sekretem
CZYTASZ
Sekrety Lupusa
Người sóiPodczas pewnych wakacji Emma znalazła łańcuszek o nietypowym wyglądzie Upalne lato się kończyło Dzień przed zakończeniem roku szkolnego poznaje chłopaka Nowy znajomy jest arogancki dużo ukrywa i ciągle czegoś szuka ...