Usłyszałam jakieś ciche warczenie, i szelest liści, nie wierzyłam własnym oczom, kiedy prze mną pojawił się wielki czarny pies, który szczerzył kły.
Mocniej zacisnęłam dłoń na telefonie. W tamtym momencie moje mięśnie zesztywniały. Nie mogłam się przez to poruszyć. Stałam tak na przeciwko czarnego rottwailera, bo to z pewnością był rottwailer. Miał czarny pysk z przypalonymi plamami kół silnych wciąż kłapiących szczęk. Umięśnione cielsko, które byłoby w stanie połamać mi żebra, gdyby tylko pies chciał na mnie skoczyć , było napięte i wyglądało na to, że pies był świetnym łowcą. Na moje nieszczęście jego zwierzyną dziś byłam ja. Zwierze powoli zbliżyło się do mnie okazując kły, które mogły by roztargać moją skórę. Jego łapy prawie bezszelestnie poruszały się po ściółce. "Ok" Pomyślałam starając się uspokoić " Czego uczyli mnie na zajęciach z obrony przed niebezpiecznymi psami?" W myśli przypomniałam sobie lekcje przedszkolną, na której komendant pokazywał nam zachowania odpowiednie dla osób zaatakowanych. " Osłaniaj kark" pomyślałam ale moje ciało znów odmówiło posłuszeństwa. Pies nie zatrzymał się był już tak blisko że mogłam policzyć pęcherzyki powietrza w ślinie, którą ciągle toczył a na nadgarstku czułam jego gorący oddech. Już domyśliłam się że jest po mnie, ale nagle w głosie usłyszałam ciche wołanie " Emma spójrz w jego oczy i nie zrywaj kontaktu wzrokowego, inaczej będzie atakować" Nie wiem czemu, ale nie chciałam spojrzeć w oczy zwierzęcia. Spoglądałam wszędzie, ale nie prosto w jego. Kiedy wreszcie się przemogłam pies spojrzał na mnie brązowymi paciorkami i warknął groźnie chciałam mrugnąć, ale bałam się że to zerwie nasz kontakt wzrokowy. Do oczu napływały mi łzy. Nie mogłam się ich pozbyć, bo zamknięcie oczu oznaczało game over. Nagle usłyszałam jak z mojej prawej strony coś biegnie rozpędzone prosto na nas. Nie mogłam się odwrócić, ale w głębi duszy modliłam się, by to nie był kolejny rottwailer. Niespodziewanie czarna smuga wielkości minimum dwukrotnie większej nisz sam pies. Odskoczyłam wystraszona i spostrzegłam że tak naprawdę drugą postacią jest wielki( o wiele za duży jak na zwykłego wilka) czarny wilk. Stanął z gracją pomiędzy mną a psem i przybrał postawę obronną. Odchylił głowę w moją stronę, ukazując piękne złoto-karmelowe oczy. Rozpoznałam je, to był ten sam wilk, który stał po przeciwnej stronie szosy podczas wypadku. Uśmiechnęłam się lekko i już chciałam go pogłaskać po głowie, kiedy rottwailer warknął groźnie, i tupnął łapami o ziemię. Wilk rzucił się na niego, okazując swoją dominację. Potem widziałam już tylko dwie czarne plany turlające się we wszystkie strony. Dziki pisk wyrwał się z moich płuc. "Uciekaj Maleńka" Usłyszałam w swojej głowie znajomy głos, był to zdecydowanie Dean. Okręciłam się wokół siebie, to nie możliwe nie było tutaj Lupusa, ale ten głos.... pomyślałam ale nie miałam okazji bardziej się w to wgłębić " Uciekaj " powtórzył, Mimowolnie moje nogi ugięły się do biegu, ale przecież nie chciałam zostawić mojego wilka. Kiedy znów wbiegłam do lasu moja sukienka zaczepiła się o krzak i roztargała u dołu.
-No pięknie- pisnęłam wyciągając materiał zaplątany w roślinę - Mama mnie zabije...
Potem przestałam już biec z obawy że wyjdę z lasu nago, więc tylko szłam. Na moje nieszczęście noga zahaczyła mi się o jeżynę i poczułam jak na skórze powstaje kilka krwawiących ran. Przeklinając tą roślinę w myślach usiadłam na kamieniu i przyjrzałam się draśnięciom. Były tyko powierzchowne. Korzystając z sytuacji znów przysłuchiwałam się lasu. Wszystko ucichło. Żadnych pisków, szczekania, skamlenia czy wycia. Nie wiedziałam co to oznacza. Czy okazało się że mój wilk przegrał a do mnie właśnie idzie rottwailer morderca? Albo czy oba psy rozeszły się z jakimiś małymi obrażeniami a ja już więcej nie spotkam swojego wilka, albo co gorsza... Czy mój wilczek obronił mnie tylko po to żeby sam mógł mnie później przekąsić ? Te myśli nie dawały mi spokoju. Niespodziewanie z krzaków wyskoczyła czarna postać. Uradowałam się, kiedy rozpoznałam w niej mojego wilka. Zwierze podeszło chwiejnym krokiem i padło przed moimi nogami. Miał ranę na prawym boku, z której powoli sączyła się czerwona posoka. Pisnęłam kiedy wilk dyszał ciężko. Jego sierść była zlepiona śliną napastnika. Był cały brudny i poszarpany. Wiedziałam co muszę robi. Wzięłam swój telefon, i wybrałam numer pogotowia dla dzikich zwierząt. Znałam go, bo moja mama wpisała mi wszystkie numery pogotowia, straży i karetki jakie tylko mogły by mi się przydać. Odczekałam dwa sygnały i usłyszałam miły głos kobiety
- Dzień dobry, Tu pogotowie ratunkowe dla zwierząt. W czym mogę pomóc
- Przed chwilą na moich oczach pies zaatakował wilka. Wilk jest ranny, a pies... on chyba uciekł ale nie jestem pewna...
- Dobrze, Gdzie jesteś ?- kobieta mówiła bardzo spokojnym tonem
- Emmm... w lesie...- chciałam dokończyć, ale czyjaś silna dłoń zacisnęła się na moim telefonie.
Kiedy się odwróciłam zobaczyłam że stał tam Dean w krótkich spodenkach bez koszulki. Wziął mój telefon i rozłączył się.
- Co ty robisz ?- krzyknęłam starając się mu wyrwać telefon i dopiero wtedy zauważyłam że chłopka ma rozcięty bok- Dean!- wrzasnęłam- Ty krwawisz!
- A ty nigdzie nie zadzwonisz- oznajmił bardzo poważnym tonem
- Ja muszę, tu jest taki wilk... i on ...on uratował mi życie, a teraz jest ranny... ja muszę go uratować - Powiedziałam zerkając na miejsce, gdzie powinien być mój czarny przyjaciel, ale o dziwo nie było go tam.
Rozdziawiłam usta w geście zaskoczenia. Dean przytrzymał mnie wolną ręką, tak że mogłam bez problemu wtulić się w jego tors, ale nie chciałam tego robić... nie teraz... Powoli skojarzyłam fakty, jego oczy, niesamowity refleks, ta szybkość, głos w mojej głowie... To nie mogło być prawdą...
- Emma, musimy porozmawiać- oznajmił i dał mi tajemny znak oczami, które na chwilę zrobiły się złote.
***
Ta ta tammm
No i jak się podoba ? proszę o komentarze :P
CZYTASZ
Sekrety Lupusa
Hombres LoboPodczas pewnych wakacji Emma znalazła łańcuszek o nietypowym wyglądzie Upalne lato się kończyło Dzień przed zakończeniem roku szkolnego poznaje chłopaka Nowy znajomy jest arogancki dużo ukrywa i ciągle czegoś szuka ...