Rozdział 54~Plany~

1.1K 99 6
                                    


Wyszliśmy jeszcze tego samego dnia. Jak to określił Bryan cudem zdążyliśmy na pociąg. Podróż wydawała mi się ciągnąć w nieskończoność, może dlatego, że nikt nie odezwał się słowem, przez cały ten czas. Wszyscy byli tak napięci i zdenerwowani, że mało co nasz przedział nie wybuchł od nadmiaru złej energii. Dotarcie i wspięcie się na górę wilków zajęło nam bardzo dużo czasu. Czułam dziwne kołatanie w sercu, gdy pomyślałam o tym, że za niedługo zobaczę się z Wesem, był on ostatnią osobą, z którą chciałam się zobaczyć, Ale cicho żywiłam nadzieję, że to on porwał moją mamę, i że będzie gotowy na zemstę, nie tylko za nią, ale też za namieszanie mi w głowie i przyprawił o parę blizn.

- Emm - odezwał się Dean - Wszystko w porządku?

- Tak, po prostu się zamyśliłam - zbyłam go, nie chciałam mu mówić, o moich lękach

- Na pewno?- nie odpuszczał

- No może trochę się boję - wyznałam - Im bliżej wioski, tym gorsze mam samopoczucie.

-Doskonale cię rozumiem - wtrącił patrząc na moją twarz.

Poczułam jego ciepłą dłoń na mojej tali. Wstrzymałam powietrze, kiedy mnie do siebie przysunął. Jego wargi były ciepłe i tak miękkie. Lekko mnie nimi musnął. Potem przesunął ustami po moim policzku i zatrzymał się tuż przy moim uchu.

- Obiecuję, że do póki jesteś przy mnie nie musisz się niczego bać - wyszeptał ciepłym powietrzem

Kiwnęłam głową, a wtedy on pocałował mnie w czoło, tak jak całuje się małą dziewczynkę, która jest o krok od szlochu, ja byłam tą dziewczynką

- Kocham cię - wyszeptałam kiedy nasze głowy się zetknęły.

- Ja ciebie też Maleńka - odparł i po chwili wbił się w moje usta, najpierw delikatnie, jakby czekał na pozwolenie, a potem dogłębnie, to właśnie w nim kochałam, tą jego delikatność, ale też zdecydowanie.

Obdarzyłam g o najszczerszym uśmiechem, na jaki było mnie wtedy stać, bo pomimo jego zapewnień dalej czułam nieprzyjemny stukot serca.

Zatrzymaliśmy się na wzgórzu, na którym ponad miesiąc temu obściskiwałam się z Westonem

- Wiecie, że ta misja, to jedno wielkie samobójstwo ?- upewniła się Clary

- Clary! - skarcił ją Bryan

- No co, mówię prawdę, jest ich jak dobrze liczę około trzydziestu może więcej, nie okłamując się, to jakieś sześć osób na jedną głowę.

- Czyli tylko o pięć zadurzo-odparł Dean z charakterystyczną dla niego arogancją i pewnością siebie

- Ja twierdzę, że to o całe , cholerne stado zadurzo- wypaliłam

- Nie sposób się zgodzić- odpowiedziała Clary.

-Dobra dosyć tego. musimy ustalić plan działania- dopowiedział Bryan.

Wszyscy usiedliśmy po turecku na ziemi.

- Znacie kogoś, kto mógłby nam jakoś pomóc - spytał po chwili, kierując o pytanie bardziej do mnie i do Deana.

Mój mate, tylko wzruszył ramionami, więc nie zwlekając zaczęłam przeszukiwać w pamięci osób z którymi byłam naprawdę zżyta. Trochę mi to zajęło, ale w końcu przypomniałam sobie o istocie, która w tym stadzie jako jedyna była moją przyjaciółką

- Seven - szepnęłam

- Siedem osób, to dość dużo, jesteś pewna, że będą nam chcieli pomóc - Zdziwiła się Clary

- Nie, żadne siedem osób - musiałam się sporo natrudzić, żeby nie się nie zaśmiać- Seven, to jedna osoba, To moja najlepsza przyjaciółka, na całym Bożym świecie

Dean klasnął w dłonie

- Bella! - krzyknął - Ta dziewczyna ma olbrzymi zatarg z Wesem, Zrobiła by wszystko żeby go zniszczyć.

- Świetnie - pochwalił nas Bryan - Jeszcze ktoś ?

- Alis, i Nil - odparłam bez zastanowienia- Alis była dobrą znajomą Glimmer, jest znachorką, bez niej wioska jest jak człowiek bez prawej ręki. A Nil jest przyjacielem Seven. Miał przyjąć stanowisko Alfy po waszej potyczce... Założę się, że nadal interesuje go ta posada.

- Ale czemu mu się to nie udało ?- zdziwił się Bryan - Chyba nie jest na tyle nierozsądny, że czeka z tym, do puki alfa nie wyzdrowieje

- Nie- od razu odrzuciłam ten niedorzeczny pomysł- Nie znam Nila osobiście, ale za to bardzo dobrze idzie mi z Seven. Nie dałaby mu popełnić tak śmiesznego błędu. Na pewno wie co robi

- Dobrze zajmiemy się tym potem, trzeba najpierw wszystko podsumować- Powiedział Bryan i zamyślił się na chwilę- A więc tak, mamy Seven, Nila, Alis, Belle, moich dwóch kolegów z straży...

- I jeszcze dopiszmy tam Johanna - To mój kolega z polowań

- Dobrze- Mamy 7 wilków, plus nas dwóch, jednego wilkołaka i jednego człowieka- wskazywał - na Dwadzieścia trzy wilkołaki ze stada

- No nareszcie coś pozytywnego - uznałam - Musimy się najpierw upewnić, czy one tam nadal są, potem przekonamy naszych przyjaciół do wkroczenia w nasz sojusz, i po sprawie.

- Obawiam się, że to będzie musiało poczekać - odpowiedział szybko - Wszyscy padamy z nóg, może lepiej wespnijmy się na jakieś drzewa, Prześpijmy się, Wypoczęci będziemy mieli więcej szans - Wszyscy byli tak zmęczeni, że nie protestowaliśmy. Znalazłam sobie jedno z drzew, i umiejscowiłam się w jego koronie, potem dołączył do mnie Dean. Gałęzie były na tyle grube, że bez problemy wytrzymywały nasz wspólny ciężar. Nawet nie poczułam, kiedy odpłynęłam w ramionach mojego przeznaczonego

***

Ok, nasz wielkaśny maraton dopiero się rozkręca, więc powiem 10 gwiazdek i 2 komy i kolejny rozdział jest wasz <3 

Sekrety LupusaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz