Rozdział 29~~

1.7K 118 2
                                    

Oparłam swoją dłoń o jej plecy, tym razem ignorując nieprzyjemny chłód pocierałam ściskałam skórę kurtki pod moją ręką w taki sposób jak nieraz robiła to moja mama, kiedy czułam się źle. Nie miałam wielu przyjaciół, a jeśli już żaden z nich nie miał na tyle poważnych problemów by rozkleić się w moim towarzystwie. Dlatego nie wiedziałam, jak powinna zachować się przyjaciółka, ale za to z całą pewnością opanowałam technikę mojej matki, a byłam pewna że tego właśnie potrzebowała. Matczynej miłości.  Barki dziewczyny mimowolne kurczyły się i rozciągały w ryt szlochu, który po paru minutach ustał. Najpierw Clary chwyciła moje przedramię i wtuliła się we mnie jak małe dziecko. Potem lekko wysunęła się z moich ramion i  spojrzała na mnie swoimi ciemno brązowymi, przekrwionymi oczami, w których wciąż tlił się żal. Nie bardzo wiedziałam co powiedzieć, więc przygryzłam wargę i delikatnie odwróciłam się od niej.

- Mogłabyś z nim porozmawiać....- szepnęłam po chwili 

- Nie wiem co miałabym mu powiedzieć- odparła - A czy ty chciałabyś się spotykać z kimś, kto jest zimny, kogo usta dłonie, i całe ciało jest jak lód?

- Ok, może nie znam dokładnie Bryana, ale jedno co o nim wiem, to że nigdy nie przestał cie kochać. Kiedy ktoś w towarzystwie wypowie twoje imię jest tak rozbity, jakby chciał ciebie znowu mieć przy sobie- zaczęłam jej tłumaczyć - Wystarczy tylko spróbować- ponagliłam ja 

Najpierw miała minę jak zbłąkany pies, który nie jest pewny czy powinien się ruszyć z miejsca. Czy czekać aż ktoś po nią wróci. Ale kiedy znowu zajrzałam w jej oczy westchnęła ciężko, mrużąc je i pozwalając by ostatnie łzy spłynęły po obu policzkach.

- Masz cholerną rację - uznała przyciągając kolana bliżej swojej głowy - To co przez ten cały czas robiłam, to była jedna wielka ucieczka, przed rzeczywistością. Powinnam od razu z nim porozmawiać, tak jak radził Johan. 

- Myślę że będzie z ciebie dumny, kiedy to zrobisz - dodałam znów pocierając jej plecy. 

- Ok! ściągnęłaś mnie tu w jakimś celu....- przeciągnęła ostanie słowo tak by zabrzmiało to jak pytanie 

- Dobra, to może wyda ci się szalone, ale jak wiesz ściga nas to całe Morte Lumina- tu wzrok skierowałam na kępkę trawy wyrastającej z piasku- I pomimo tego, że chłopcy postanowili uciekać... Ja nie jestem tym przekonana. Ciężko było by mi zostawić mamę, a poza tym jeśli ten plan miałby nie wypalić nie oszukujmy się nie miałabym szans z najsłabszym i najbardziej pustym wampirem z tego ich gangu. Chciałam by Glimmer zamieniła mnie w wilka, bym mogła im pomóc, ale oni nie chcą się na coś takiego zgodzić... Myślałam, że może ty byś mogła z nimi pogadać. i jakoś go do tego namówić.

Nie skończyłam mówić ostatniego zdania bo Cary wpadła w szał i natychmiast warknęła burzona:

- Emma! Oszalałaś? To nie jest wcale dobry pomysł. Zmiana w nadludzką istotę powinna być przemyślana a nie kierowana słabymi pobudkami. To jest bardzo niebezpieczne... Lepiej skup się na tym jak zamierzacie okłamać twoją mamę.

 Nie zgadzałam się z nią, ale sądząc po tym jakiego heroizmu dokonała mówiąc mi o swoich przeżyciach, i jak skończyło się nieudolne staranie się o posadę wilka odepchnęłam ten pomysł, i naprawdę zaczęłam się zastanawiać, jak powiem o tym mamię. 

- To nie może wyglądać jakoś tak - oznajmiłam podnosząc się z piasku i otrzepując sobie pupę starałam się parodiować mój własny głos - Kochana mamusi trzy miesiące temu poznałam uroczego faceta który okazał się być wilkołakiem, który wraz z rodzeństwem jest poszukiwany przez śmiertelnie niebezpieczny gang wampirów. Mnie i Deana wiąże przeznaczenie, o takie magiczne coś więc z laski swoje twórz mi drzwi wyjadę  i już nie wrócę ? To by było śmieszne 

- W twoich ustach to brzmi jak materiał na świetną książkę - skwitowała z aroganckim uśmiechem na ustach. 

- No a więc jak inaczej możemy to załatwić - spytałam teraz już poważniej.

- Za tydzień jest święto dziękczynienia- spostrzegła po paru chwilach - nie wiem, czy to najlepszy pomysł, ale mogłabyś powiedzieć mamie, że rodzice Deana zapraszają cię do rodzinnego domu w Pensylwanii 

- To nie najgorszy pomysł- oznajmiam uradowana.

***

Clary odprowadziła mnie pod dom a potem odeszła w wampirzym tempie. Pozwalając, bym tę szczególną rozmowę odbyła wyłącznie z mamą. 

Uchyliłam drzwi i od razu dobiegła mnie woń świeżo wysmażonych naleśników. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam coś w ustach. Ślinka pociekła mi na samą myśl o jedzeniu. 

- Już wróciłam!- oznajmiłam uradowana zasiadając przy stole. 

- Cieszę się córuś, zrobiłam dziś naleśniki na szybko- obdarzyła mnie troskliwym uśmiechem i talerzem równie przypieczonych naleśników 

- cieszę się, że cię widzę- powiedziałam szczerze zajadając się śniadaniem - musimy porozmawiać

- O czym?- spytała podejrzliwie 

- O święcie dziękczynienia. Wiem, że w każdym roku lecimy do babci do Alabamy, ale w tym roku chciałabym je spędzić z Deanem i jego rodziną w Pitterburgu. Jego mama i tato wyjechali na dłuższą delegację i chcą, bym razem z Deanem odwiedziła ich w Pensylwanii. Wyjechalibyśmy dziś wieczorem.

Na początku nie wiedziałam jak mama na to zareaguje, ale po dłuższej chwili ciszy z jej ust padło tylko jedne, pełne powagi słowo " nie ".

- Jak to nie ?- spytałam wściekła .

- Nigdzie nie polecisz i koniec.


Sekrety LupusaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz