16. (1/2)

2.5K 155 28
                                    


- Dziękuję ci jeszcze raz - powiedział Harry, odwożąc mnie pod budynek, gdzie mieściło się mieszkanie Louisa. Przez całą drogę powtarzał, jak bardzo jest mi wdzięczny za pomoc w piekarni. A ja tam jedynie wyjadałam z nim nadzienia i ciastka.

- Nie ma sprawy - uśmiechnęłam się. - Wejdziesz?

Pokręcił głową.

- Nie, dziękuję. Muszę coś zrobić. Jeśli się nie rozmyślisz i nie uznasz, że jednak nie chcesz mojego towarzystwa, wpadnę potem.

- Jasne. Do zobaczenia. - Wysiadłam z samochodu i pomachałam mu, kiedy odjeżdżał.

Potem skierowałam się na górę. Winda. Schody. Winda. Schody. Winda. Winda. Winda... nie. Schody. Spalić choć odrobinę kalorii, którymi się naładowałam w piekarni. Popędziłam schodami, wyobrażając sobie to, jak znika tłuszcz z mojego ciała... a już na pierwszym piętrze zwolniłam tempo do powolnego spaceru. Nie, wcale nie chodziło o to, że dostałam zadyszki i kolki. Te schody były tak śliczne, że grzech po nich biec. Naprawdę. Po nich należy iść powoli, podziwiając ich piękno. Tak więc ten.

Kiedy dotarłam na odpowiednie piętro, wyciągnęłam klucze z kieszeni i otworzyłam drzwi do mieszkania. Nie wiedziałam, co mogę robić. Postanowiłam zadzwonić do Sheili. Kobieta odebrała po kilku sygnałach.

- Hej, Shei...

- Cześć, skarbeńku, nie mogę rozmawiać, mamy tu ukrop! - Sheila była strasznie zdyszana.

- Gdzie? - spytałam. W tle słyszałam stuki i szumy.

- W pracy! Pracuję w restauracji czterogwiazdkowej, za Londynem. Dziś jest jakieś małe przyjęcie, więc...

- W porządku, pracuj - zaśmiałam się. - Miłego uwijania się.

- Zadzwonię potem. Pa, kochanie.

- Pa.

Przewróciłam oczami i rzuciłam telefon na fotel, a sama padłam na kanapę. Czyli Sheila zrezygnowała z pracy u tamtego buraka. Bardzo dobrze, teraz przynajmniej ma lepszych pracodawców. Mam nadzieję. Włączyłam telewizję i skakałam znudzona po kanałach. W końcu znalazłam coś, co mnie zainteresowało, dlatego to, że mój telefon zaczął dzwonić, nie ucieszyło mnie ani trochę. Patrzyłam na niego, czując irytację. Był za daleko. A mi było tu naprawdę wygodnie. Ale musiałam chociaż sprawdzić, kto to. Z cichym warczeniem pod nosem podniosłam się i sięgnęłam po telefon.

Mama.

Świetnie. Z niechęcią odebrałam.

- Halo?

- Caitriono? To ja.

- Tak, mamo, wiem. - Westchnęłam.

- Nie mów tak do mnie, moja droga - w głosie mamy usłyszałam złość.

- Czego chcesz, mamusiu? - spytałam sarkastycznie.

- Czy przemyślałaś sobie swoje zachowanie?

Opadła mi szczęka. Naprawdę. Ja miałam przemyśleć moje zachowanie?! Spytałam ją o to ostrym tonem.

- Nie mów tak do mnie. - Tym razem bez "moja droga", oho.

- Mamo - wycedziłam. - Po dłuższym okresie czasu przyjechałam na twoje żądanie. Miałam jechać z moimi pracodawcami do innego miasta, a przez ciebie nie mogłam. Kiedy tylko przyjechałam, zaatakowałaś mnie oskarżeniami. Nie mówiąc już o tym, że uwierzyłaś kłamliwemu sukinsynowi, który naściemniał ci o mnie różnych rzeczy. I ty masz się za matkę? Wierząc jakiemuś chłopakowi zamiast własnej córce?! I... - poczułam, jak po mojej twarzy zaczynają spływać łzy. - ... i obraziłaś człowieka, którego powinnaś kochać i szanować. Poświęcił wszystko, żebyś miała to, czego chcesz. Nawet swoje życie. Więc... - otarłam policzki - nie dzwoń do mnie. Chyba, że uznasz za stosowne wycofać to, co powiedziałaś o tacie.

✔ Partnership || h.s. & 1DOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz