Ścieżka mojego życia biegła równolegle do ich, a potem obie się przecięły.
Lipiec 2015r - "Louis Tomlinson z One Direction zostanie ojcem?!" Wtedy poznałam "miłość mojego życia".
Styczeń 2016r. - "Louis Tomlinson ma synka!" Wtedy zamieszkałam z "mi...
Wiecie co? Ja już nie będę mówić "do tego okresu opowiadanie się skończy", bo zawalę. Znowu. XD Miłych wakacji! ^^
Harry
Nadszedł wrzesień. Cholera. Nie widziałem się z Cait już prawie miesiąc. Boże, co ja narobiłem?
Odpowiedź jest prosta, Styles. Spieprzyłeś. Po prostu schrzaniłeś.
A teraz musiałem naprawić tyle, ile mogłem. Z udawanym uśmiechem i spokojem pokazywałem się na zewnątrz. Ludzie nie widzieli po mnie, jak cierpię. Pod fasadą pogodnej osoby skrywałem to, jak martwy stawałem się w środku. Starałem się zachowywać spokój i uśmiech. Kiedy fani podchodzili do mnie na ulicy, nie odmawiałem zdjęć i uścisków. Jednak... było ich mało, coraz mniej. Bo już przestałem wychodzić gdziekolwiek, jeśli nie miałem potrzeby. Wolałem unikać mediów. Zwolniłem swojego menadżera i zatrudniłem nowego, jednak miałem faktyczną władzę nad wszystkim. Koniec z manipulowaniem. Nie pozwolę nikomu więcej na zrobienie ze swojego życia jakiejś pieprzonej sztuki. Nikt nigdy więcej nie będzie bawił się moją opinią.
Postanowiłem, że wezmę się za siebie. Dla Cait. Ogarnąłem trochę swoje życie. Co zrobiłem najpierw? Sprzedałem wszystkie piekarnie, interes, w który włożyłem tyle serca. Nie byłem w stanie tego rozwijać. A nie chciałem, aby "Darcy", moje pachnące cynamonem i innymi słodkimi przyprawami dziecko umarło. Kupiec, którego udało mi się załatwić, był zachwycony interesem i obiecał, że zostawi na miejscu wszystkich pracowników, co do których byłem absolutnie przekonany. Kiedy załatwiłem tę sprawę, poczułem ulgę. Chociaż będę za tym tęsknić, tak musiało być.
Zacząłem także uważniej przeglądać Twittera, choć przedtem się na tym nie skupiałem. Widziałem wszystkie tweety, w których ludzie zachwycali się tym, jaki jestem radosny, zastanawiali się, co ze mną i Kendall, pytali, gdzie zniknąłem. A ja jedynie pytałem samego siebie, gdzie zniknęła Cait. Nie było o niej wzmianki. Ani jednej.
Nie było jej w Londynie. Opuściła go. Jej przyjaciółka, Sheila, powiedziała mi to— niechętnie, ale jednak. Nie chciała mi powiedzieć, gdzie obecnie przebywa Cait; jedyne, co wyjawiła na widok mojej rozpaczy i wycieńczenia, było "Szukaj u źródeł".
Źródeł. Szukać u źródeł. Chodziło o jej dom, czego się od razu domyśliłem. Kupiłem bilet do Sligo i poleciałem tam tego samego dnia z małą walizką. A tam... ponownie ją odnalazłem. A raczej ślad po niej. Bo Cait tam była przez kilka dni. A potem wyjechała i nawet jej ciotki nie wiedziały, gdzie obecnie się znajduje. Cait przejrzała i mnie, i je. Nie powiedziała im ani słowa. Jednak ich grobowe miny napawały mnie przerażeniem. Ukrywały coś przede mną.
A ja musiałem odkryć, o co chodziło. Był jeden problem. Nie wiedziałem, gdzie zacząć.
***
Cait
Los Angeles było miejscem, w którym zmiany pór roku były niemal niezauważalne. Ciągle było ciepło, słonecznie i zielono. Coś zwiędło, coś za to urosło. Na przykład mój brzuch. Troszeczkę. To już prawie dwa miesiące. Na razie moje, a potem Zayna i Gigi, dziecko urodzi się w przyszłym roku, gdzieś w kwietniu. Lekarz powiedział, że termin mógłby wyznaczyć na czternastego lub piętnastego.
Rok miał się już ku końcowi. Był wrzesień. A ja każdego dnia żałowałam swojej decyzji. Przez chwilę miałam wątpliwości, czy powinnam oddawać dziecko, ale je odsuwałam. Zayn i Gigi chcieli go bardziej ode mnie. Malik załatwił mi lokum i opiekę lekarską. Jego narzeczona pracę. O ile można było to nazwać normalną pracą. Bo to było jakieś szaleństwo.
Tydzień wcześniej...
Rozejrzałam się niepewnie po wielkim pomieszczeniu z białymi ścianami. Gigi szła przede mną w balerinkach, beżowych spodniach podwiniętych nad kostką i białej koszuli, spod której prześwitywał koronkowy biustonosz. Jej jasny kucyk podskakiwał, kiedy modelka prawie biegła w stronę niskiego mężczyzny ubranego w czerń od stóp do głów.
— Rob! — zawołała radośnie Gigi. Mężczyzna spojrzał na nią z grobową miną.
— Spóźniłaś się — powiedział. Hadid machnęła ręką.
— Nie pierwszy raz. Pozwól, że ci kogoś przedstawię. — Zamachała, abym podeszła bliżej. — Rob, oto osoba, o której ci mówiłam. Caitriona Auber. Cait, to Rob, niedoceniany i cudowny fotograf.
Ciemne oczy zmierzyły mnie groźnym spojrzeniem. Aż mnie dreszcze przeszły. Przywitałam się niepewnie, a fotograf podszedł bliżej.
— Wzrost w porządku, figura w miarę, twarz... te oczy. Soczewki?
— Nie, to mój kolor.
— Niesamowite — stwierdził. Patrzył z ciekawością w moje oczy. — Jesteś pewna, że nie mogę jej wcisnąć na okładkę, Gigi? Dobry makijaż ze szczególnym podkreśleniem tych oczu... złoto.
— Nie, Cait nie chce się wyróżnić. Kilka póz z ubraniami i tyle.
Jeśli mam być szczera, ta sesja średnio mi się podobała. Moje zdjęcie mogło trafić gdziekolwiek. W tym do miejsca, gdzie Harry mógł je zobaczyć. I mnie odnaleźć. Jednak... cholera, Gigi musiała kogoś pytać o przysługę, więc nie chciałam odmawiać.
— Szkoda. Ale dobra. Jutro mam pewną sesję z mało znanymi osobami i żółtodziobami — poinformował nas Rob. — Przyjedźcie, będą zwykłe suknie do ziemi i tyle.
Następnego dnia...
Chaos, chaos i jeszcze raz chaos. Nagle poczułam wielki szacunek dla modelek, które przeżywały codziennie to, co ja dziś.
Pierwszy raz byłam na takim czymś. To było istne szaleństwo. Chociaż magazyn, dla którego miałam pozować, nie był wielkim projektem znanym na całym świecie, stylistów i modelek było tu dość sporo. Wołania, okrzyki i stuki rozbrzmiewały ze wszystkich stron. Chwała Bogu, dziś czułam się dobrze. Gdybym miała dostać teraz torsji...
— Tu. — Ktoś pociągnął mnie za rękę i posadził na krześle. — Makijaż i włosy, sukienka wejdzie do akcji zaraz.
— I podkreśl jej te oczy.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
***
— Marynarkę poprawcie. W porządku. Caitriona! — zawołał Rob. — Ręka na rękę i patrz w dół.
Posłusznie wykonałam jego polecenie.
— NIE TAK!
Wzdrygnęłam się, słysząc jego krzyk. Co mu nie pasowało? Robiłam, co chciał. A on wciąż narzeka.
— Głowę w lewo i wtedy delikatnie spuść wzrok.
Westchnęłam ciężko, ale starałam się dostosować do jego instrukcji. Czułam się coraz gorzej. Miałam na sobie piękną, ale dość ciężką suknię w kolorze czarnym, na którą byłoby mnie stać prawdopodobnie dopiero w następnym życiu, a na ramionach miałam marynarkę. Moje włosy były starannie spięte, na twarzy miałam więcej makijażu niż kiedykolwiek w moim życiu. Czy raczej przez całe moje życie. Uszy były obciążone wielkimi kolczykami. Miałam już powoli dość.
— Dobrze! Głowa w górę! Idealnie!
Teraz? Teraz idealnie? I co, może jeszcze kilka zdjęć?
— Dobra! Możesz zejść.
Dzięki Ci, Boże. Zeszłam z szarych prześcieradeł, na których musiałam stać do zdjęć i skierowałam się do najbliższej sofy. A potem chyba zasłabłam.