Minęły dwa dni. Obiecałam sobie, że nie będę płakać. Nie znowu. Postanowiłam dotrzymać obietnicy złożonej samej sobie i dobrze mi szło. Kiedy w moich oczach pojawiały się łzy, myślałam o czymś śmiesznym i było w porządku. Względnie.
Nie chciałam ponownie się gryźć czymś nieważnym. Ale mój problem polegał na tym, że to takie nie było. On nie był nieważny. I przez to ledwo żyłam. Tęskniłam za nim jak szalona. Przypominając sobie cokolwiek o nim, widząc jakieś jego zdjęcie, czy to w gazecie, czy w moim telefonie... było mi ciężko. I wiedziałam, że szybko nie będę mieć spokoju.
- Co tym razem? - usłyszałam. Drgnęłam nerwowo.
Akurat mieszałam kaszkę dla Freddie'go i prawie ją wylałam.
- Nic nowego, jak zawsze kaszka, chyba że skoczę do piekarni - mruknęłam. Wiedziałam, że Louisowi chodzi o coś innego. Oparł się o blat obok mnie.
- Cait - powiedział zrezygnowany. Miał rozczochrane włosy i przymrużone oczy.
- No? - Wymieszałam kaszkę jeszcze raz i dałam Freddie'mu, który czekał w swoim krzesełku. Pomagałam mu jeść, trzymając jego rączkę, do której wziął łyżkę.
- O co wam tym razem poszło? Tobie i Harry'emu? - zapytał Louis.
- O nic - skłamałam.
- W takim razie dlaczego Harry'ego nie ma tu od dwóch dni, oboje chodzicie jak struci, znowu, płaczesz w nocy jak wtedy, kiedy zerwaliście pierwszy raz i w ogóle jesteście tacy niedorobieni?
- Niedorobieni? - spojrzałam na niego zdezorientowana. Pokazał palcem na mnie. Normalnie nie ubierałam koronkowej bluzki do dresów. Ups?
Louis pokręcił głową.
- Obstawiam, że żadne nie poda powodu?
- Jesteś wygrywem życia, Lou - mruknęłam. - Z twoim celnym obstawianiem to mógłbyś grać w kasynach.
W ostatniej chwili odsunęłam się, żeby nie dostać od niego ścierką. Louis patrzył na mnie bez uśmiechu.
- Wiesz, co jest najgorsze, Cait? - zapytał smutno. - Kiedy ludzie są obojętni. Ignorowanie potrzeb, myśli i pragnień drugiej osoby jest okrutne.
Wyszedł z kuchni. Zostałam w niej oniemiała. Freddie brudził mnie i siebie kaszką, ale nie zwracałam na to zbytniej uwagi, poruszona słowami Louisa.
***
Około dwunastej poszłam z Freddiem na plac zabaw. Słońce wesoło świeciło, jakby chciało rozgonić chmury zgromadzone wokół mnie i moich myśli.
- Nie wiem, co robić, Jos - mruknęłam, opierając brodę na kolanie. Owinęłam ręce wokół zgiętej nogi i błądziłam wzrokiem za Freddiem.
- Dlaczego ostatnio zerwaliście? - zapytał Joseph. Nie poszedł odpoczywać w kawiarence, ale kupił nam po kawie i ciastku. Moje zjadł Freddie. Upiłam łyk napoju.
- Bo nazwał mnie imieniem swojej byłej.
- Kiedy? Jakie to były okoliczności?
Poczerwieniałam na twarzy. Przecież nie mogę powiedzieć mu, że prawie się kochaliśmy. Joseph zerknął na moją twarz i zachichotał.
- Ok, nie odpowiadaj. A teraz?
- Nie powiem - szepnęłam.
Jos pokręcił głową. Patrzył na mnie z powagą. Resztki świetnego humoru wyparowały.
- Przez ciebie?
Zawahałam się. Przeze mnie? Czy przez Harry'ego? Co dla siebie zrobiliśmy? Ja... nic. On? Wspierał mnie, kiedy umarła mama. Rozbawiał mnie, kiedy byłam smutna. Pocieszał. A w zamian ja odrzucałam wszelkie myśli o tym, że nasz związek mógł posunąć się o krok dalej.

CZYTASZ
✔ Partnership || h.s. & 1D
FanfictionŚcieżka mojego życia biegła równolegle do ich, a potem obie się przecięły. Lipiec 2015r - "Louis Tomlinson z One Direction zostanie ojcem?!" Wtedy poznałam "miłość mojego życia". Styczeń 2016r. - "Louis Tomlinson ma synka!" Wtedy zamieszkałam z "mi...