31.

2.2K 149 43
                                        

Minęły dwa dni. Obiecałam sobie, że nie będę płakać. Nie znowu. Postanowiłam dotrzymać obietnicy złożonej samej sobie i dobrze mi szło. Kiedy w moich oczach pojawiały się łzy, myślałam o czymś śmiesznym i było w porządku. Względnie.

Nie chciałam ponownie się gryźć czymś nieważnym. Ale mój problem polegał na tym, że to takie nie było. On nie był nieważny. I przez to ledwo żyłam. Tęskniłam za nim jak szalona. Przypominając sobie cokolwiek o nim, widząc jakieś jego zdjęcie, czy to w gazecie, czy w moim telefonie... było mi ciężko. I wiedziałam, że szybko nie będę mieć spokoju.

- Co tym razem? - usłyszałam. Drgnęłam nerwowo.

Akurat mieszałam kaszkę dla Freddie'go i prawie ją wylałam.

- Nic nowego, jak zawsze kaszka, chyba że skoczę do piekarni - mruknęłam. Wiedziałam, że Louisowi chodzi o coś innego. Oparł się o blat obok mnie.

- Cait - powiedział zrezygnowany. Miał rozczochrane włosy i przymrużone oczy.

- No? - Wymieszałam kaszkę jeszcze raz i dałam Freddie'mu, który czekał w swoim krzesełku. Pomagałam mu jeść, trzymając jego rączkę, do której wziął łyżkę.

- O co wam tym razem poszło? Tobie i Harry'emu? - zapytał Louis.

- O nic - skłamałam.

- W takim razie dlaczego Harry'ego nie ma tu od dwóch dni, oboje chodzicie jak struci, znowu, płaczesz w nocy jak wtedy, kiedy zerwaliście pierwszy raz i w ogóle jesteście tacy niedorobieni?

- Niedorobieni? - spojrzałam na niego zdezorientowana. Pokazał palcem na mnie. Normalnie nie ubierałam koronkowej bluzki do dresów. Ups?

Louis pokręcił głową.

- Obstawiam, że żadne nie poda powodu?

- Jesteś wygrywem życia, Lou - mruknęłam. - Z twoim celnym obstawianiem to mógłbyś grać w kasynach.

W ostatniej chwili odsunęłam się, żeby nie dostać od niego ścierką. Louis patrzył na mnie bez uśmiechu.

- Wiesz, co jest najgorsze, Cait? - zapytał smutno. - Kiedy ludzie są obojętni. Ignorowanie potrzeb, myśli i pragnień drugiej osoby jest okrutne.

Wyszedł z kuchni. Zostałam w niej oniemiała. Freddie brudził mnie i siebie kaszką, ale nie zwracałam na to zbytniej uwagi, poruszona słowami Louisa.

***

Około dwunastej poszłam z Freddiem na plac zabaw. Słońce wesoło świeciło, jakby chciało rozgonić chmury zgromadzone wokół mnie i moich myśli.

- Nie wiem, co robić, Jos - mruknęłam, opierając brodę na kolanie. Owinęłam ręce wokół zgiętej nogi i błądziłam wzrokiem za Freddiem.

- Dlaczego ostatnio zerwaliście? - zapytał Joseph. Nie poszedł odpoczywać w kawiarence, ale kupił nam po kawie i ciastku. Moje zjadł Freddie. Upiłam łyk napoju.

- Bo nazwał mnie imieniem swojej byłej.

- Kiedy? Jakie to były okoliczności?

Poczerwieniałam na twarzy. Przecież nie mogę powiedzieć mu, że prawie się kochaliśmy. Joseph zerknął na moją twarz i zachichotał.

- Ok, nie odpowiadaj. A teraz?

- Nie powiem - szepnęłam.

Jos pokręcił głową. Patrzył na mnie z powagą. Resztki świetnego humoru wyparowały.

- Przez ciebie?

Zawahałam się. Przeze mnie? Czy przez Harry'ego? Co dla siebie zrobiliśmy? Ja... nic. On? Wspierał mnie, kiedy umarła mama. Rozbawiał mnie, kiedy byłam smutna. Pocieszał. A w zamian ja odrzucałam wszelkie myśli o tym, że nasz związek mógł posunąć się o krok dalej.

✔ Partnership || h.s. & 1DOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz