47.

1.7K 133 41
                                    

:)))))) uwaga, akcja gna w tym rozdziale, dziwny wyszedł. Ach. Pamiętajcie, że po burzy wychodzi słońce! Ale to od Waszych gróźb zależy, czy to nie będzie księżyc, więc..

MAM W BUNKRZE WSZYSTKO, NIE SKUSICIE MNIE CUKIERKAMI

i bardzo możliwe, że niedługo poznacie tę historię z perspektywy pewnego pięknego, zielonookiego pana. ;)


Nie wiedziałam, jakim cudem znalazłam w sobie tyle siły, by wrócić do mieszkania bez płaczu. Wybuchnęłam nim dopiero wtedy, kiedy zamknęłam za sobą drzwi. Oparłam się o drzwi i zjechałam po nich na podłogę, w stanie bliskim histerii.

Znowu. Znowu porzucona, zdradzona. Wmawiać miłość i wbić nóż w serce. Harry zachował się tak samo jak Kurt. Wplątałam palce we włosy i pociągnęłam za nie z nadzieją, że fizyczny ból choć trochę zagłuszy ten, który czułam wewnątrz siebie. Zdjęcie Harry'ego i Kendall było jak narzędzie mojej zagłady. Przez oczy do reszty ciała, wypełniając każdą komórkę bólem i rozpaczą. 

Słyszałam, jak mój telefon wydaje z siebie irytujący dźwięk. Ktoś dzwonił, ale miałam to gdzieś. Jedyne, co mogłam zrobić, to siedzieć i powtarzać w myślach jedno słowo.

Głupia, głupia.

Wstałam powoli z podłogi, czując ból zdrętwiałych nóg. Nie wiedziałam, ile siedziałam na podłodze i nie obchodziło mnie to. Poszłam do salonu. Nie byłabym w stanie patrzeć na łóżko w sypialni. Usiadłam na kanapie i po prostu patrzyłam na wyświetlacz. Moje łzy kapały na dywan.

Dzwonił Louis.

Danielle.

Louis.

Sheila. 

Louis setny raz.

Sheila.

Harry... o nie.

Pani Pike.

Mój palec ruszył sam z siebie. Odebrałam telefon. Dlaczego od niej? Dlaczego odebrałam telefon od kobiety, którą znałam zaledwie dzień, a nie od osób, które znałam? 

Bo nie chciałam, żeby Harry jeszcze raz zadzwonił. Bo mogłabym wtedy odebrać.

- Halo? - wyszeptałam.

- Caitriono... - po moim głosie rozpoznała, co się święciło - nie płacz.

- Nie płaczę - skłamałam, a zaraz potem pociągnęłam nosem.

- Jesteś sama? - zapytała pani Janine.

- Tak.

- Zabierz jakieś rzeczy i jedź do kogoś, masz być w towarzystwie. - Kiwnęłam głową, a potem zaśmiałam słabo uświadamiając sobie, że przecież nie mogła mnie zobaczyć. - WSTAŃ! - krzyknęła nieoczekiwanie, a ja podskoczyłam. - Nie wolno ci być samej.

- Ja... - zawiesiłam się na moment. - Dobrze. - Uświadomiłam sobie, że pani Pike ma rację. Przypomniałam sobie, kto mnie pocieszał kilka miesięcy temu. - Zadzwonię do kogoś i pójdę tam.

- Wspaniale. Jak będziesz w stanie, przyjdź do mnie.

- Dobrze - powtórzyłam bezmyślnie.

Rozłączyłam się i poszłam do pokoju, ocierając policzki rękawem swetra. Po drodze wybrałam numer Sheili. Dostałam mały cel i na nim się skupiłam.

- Boże, Cait, widziałam...

- To nie jest istotne - przerwałam jej. Nie chciałam tego słuchać. - Mogłabym... mogłabym się u ciebie zatrzymać?

✔ Partnership || h.s. & 1DOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz