45.

1.7K 137 22
                                        

Nie no, serio. Został mi jeszcze jeden do wrzucenia. Ktoś chce? Bo ja chciałabym poznać opinie wszystkich osób czytających Partnership, a nie kilku. O.o także ten...


Z samego rana, po niedługiej rozmowie z Harrym - dość zmęczonym przez zmianę czasu - wstałam i zaczęłam się szykować. Miałam ustaloną rozmowę w przedszkolu. O pracę. Jeej!

Po porządnym śniadaniu wskoczyłam pod prysznic. Następnie ubrałam proste, czarne spodnie, brązowe botki, na które namówił mnie kiedyś Harry i granatowy sweter. Nie zamierzałam ubierać się bardzo elegancko, w końcu chciałam podjąć pracę jako przedszkolanka, nie jako bizneswoman. Włosy spięłam w kucyka. Zerknęłam na nie w lustrze. Były niemal idealne proste, a w kucyku sięgały łopatek. Szybko rosły, co mi się bardzo podobało. Kiedy byłam gotowa, wyszłam z mieszkania, zabierając klucze i potrzebne dokumenty, które przygotowałam wczoraj wieczorem. Postanowiłam, że przejdę się piechotą, a samochód Harry'ego, którym mogłam się poruszać zostawiłam w garażu. Ruszyłam spacerkiem w stronę przedszkola. Ogłoszenie wciąż tam wisiało. Moje zbawienie. 

Kiedy powiedziałam strażnikowi, że przyszłam w sprawie pracy, wpuścił mnie bez komentarzy, Jedynie poinstruował, gdzie znajdę dyrekcję. Podziękowałam i skierowałam się tam. Przedszkole było fantastyczne. Jasne ściany ze słodkimi malunkami, wielkie tablice pełne rysunków maluchów, wszędzie było czysto... jeśli dostanę tu pracę, umrę ze szczęścia.

Stanęłam przed drzwiami, za którymi znajdował się sekretariat gabinet dyrektora - lub dyrektorki - a następnie zapukałam. Kiedy tylko usłyszałam zaproszenie, weszłam do środka. Przywitałam się z sekretarką, która skierowała mnie dalej, do dyrektorki. Tak, to była kobieta. Na tabliczce widziałam nazwisko.  

Janine Pike

Kiedy weszłam do środka, Janine Pike podniosła głowę znad jakichś dokumentów i zmierzyła mnie groźnym spojrzeniem. Mogłam tylko zgadywać, ale wysoka nie była. Szczupła. Ubrana w biały sweter i szarą spódnicę. Włosy również miała siwe. Uwaga, obstawiam wiek. Sześćdziesiąt lat na pewno miała, patrząc na zmarszczki. Jej stalowoniebieskie oczy przewiercały moją twarz. Nie wyglądała na osobę, która lubiła dzieci.

- Usiądź - poleciła mi. Wykonałam jej polecenie i klapnęłam na krzesło. Położyłam swoje dokumenty na biurku niedaleko niej. - Twoja godność? - Nie ruszyła moich papierów.

- Caitriona Auber.

- Masz jakieś doświadczenie?

- Opieka nad dziećmi w rodzinie i jedno niespokrewnione ze mną dziecko. Cztery miesiące - powiedziałam.

- Jesteś tu dla pieniędzy czy pracy z dziećmi? Milionów nie mam zamiaru oferować.

- Nie wybieram pracy, której nie lubię tylko dlatego, że chcę dużo zarabiać - żachnęłam się. - Oczywiście, że dla dzieci.

- Pedofilia?

- Powinna być tępiona bronią palną. - Te pytania były naprawdę dziwne.

- Jeśli dziecko zdziera sobie kolano...

- Przemywam wodą utlenioną ranę i wysyłam do zabawy - weszłam jej w słowo. - Nie róbmy z tego pokolenia oferm.

- A jeśli nie lubi jakiegoś jedzenia?

- Zależy od tego, dlaczego nie lubi.

- To znaczy? - Uniosła szarą brew.

- Jeśli jest marudą, niejadkiem, staram się je przekonać do zjedzenia. Jeśli ma do tego wstręt, nie zmuszam.

✔ Partnership || h.s. & 1DOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz