Rozdział 36

1.7K 318 72
                                    

Jako że was bardzo mocno kocham, wrzucam kolejny rozdział. <3 Możliwe, że późnym wieczorem opublikuję coś jeszcze, bo i tak będę czekała na Hannibala w tv. XDD

Miłego czytania. ^^

~~~

Mimo bardzo długiej przerwy pomiędzy naszą ostatnią rozmową, a tą dzisiejszą, nadal doskonale dogadywałem się z Junmyeonem. A on, niestety, wciąż usiłował sypać suchymi dowcipami.

- Junma, nie szykujesz może jakiejś imprezy w najbliższym czasie? Spotkalibyśmy się i powspominali stare czasy - powiedziałem kusząco.

- W sumie organizuję, za tydzień w sobotę. Możesz zgarnąć swojego małego Kyungsoo i go przyprowadzić.

Zamilknąłem na chwilę, stukając palcami o blat szafki nocnej.

- Skąd, do cholery, już wiesz o DO? - spytałem w miarę spokojnie, zastanawiając się kto rozpuścił plotkę i czego konkretnie dotyczyła. Wątpiłem, żeby cokolwiek mogło wyjść od Sehuna - poza tym, na pewno nie doszło by to do Junmyeona. Nie te kręgi towarzyskie, nawet jeśli kilka razy zabierałem przyjaciela na imprezy.

- Tao mieszka dosłownie dwie pary drzwi od was - powiedział Kim ze śmiechem. - Nie znasz go, ale on doskonale zna ciebie. Jest nowy w naszym gronie.

Prychnąłem, nagle czując się szpiegowany nie tylko przez własnych rodziców.

- Kiedy miał zamiar się ujawnić?

- W zasadzie to chyba nawet tego nie planował. Nie jego małpy, nie jego cyrk, jeśli wiesz, co mam na myśli.

- Prawdę mówiąc, nie.

- Rany, no wiesz, tak bardzo to się jeszcze nie polubiliśmy, więc za bardzo go nie obchodzą moi starzy kumple.

Wydałem z siebie dźwięk, oznaczający, że rozumiem. Junmyeon przez chwilę rozprawiał o zmianach w naszym składzie, ale nie kojarzyłem żadnej nowej osoby. Smutno mi było, że jedna z moich ulubionych dziewczyn także nie dawała znaku życia od imprezy urodzinowej, ale z tego co kojarzyłem, to właśnie z nią zaszalałem. To znaczy, nie chodzi o to, że się z nią przespałem, po prostu mieliśmy naprawdę niezły odpał po zbyt dużej ilości drinków.

W końcu wróciliśmy do tematu imprezy. Na szczęście żaden dress code nie obowiązywał, bo jak znałem życie, to na taką imprezę Kyungsoo w życiu by się nie zgodził. Zresztą, ja też się dziwnie czułem, gdy wszyscy musieliśmy ubrać się podobnie. Na urodzinach mieliśmy zjawić się przebrani za postacie z Gwiezdnych Wojen, ale wyszło na to, że góra pięć osób miała na sobie stroje tematyczne. Junmyeon był wtedy zawiedziony, bo nikt nie dał mu miecza świetlnego. Wszyscy uznali, że kupowanie mu badziewia z supermarketu nie wypada.

Uśmiechnąłem się pod nosem. Jak bardzo będzie zadowolony, jeśli teraz kupię mu coś takiego?

***

Dwie godziny później siedziałem przed telewizorem, pochłaniając prawdziwą górę popcornu i oglądając pobranego Weekly Idola z Shinee. Nie to, żebym był ich wielkim fanem, ale oglądanie na ekranie telewizora kogoś, do kogo możesz w każdej chwili zadzwonić, jest całkiem zabawne. Prawdę mówiąc, byłem bardzo ciekawy, jak czuje się Taemin, widząc siebie w telewizji.

Westchnąłem głośno i zerknąłem na zegarek. Pół godziny temu napisałem Sehunowi, żeby do mnie przyszedł, a on natychmiast odpowiedział, że zaraz będzie. Droga z jego mieszkania do mojego nie zajmowała mu zwykle więcej niż piętnaście minut szybkiego spaceru, więc totalnie nie rozumiałem, czemu tak się spóźniał. W zasadzie ten kichany popcorn zrobiłem pięć minut temu, znudzony czekaniem na przyjaciela. Niby mógłbym do niego zadzwonić, ale postanowiłem dać mu czas, bo kto wie, może był u Luhana. Tylko, że w takim razie mogłem się go spodziewać mniej więcej jutro.

Na szczęście zdążyłem zjeść tylko pół miski kukurydzy, kiedy usłyszałem zgrzytanie kluczyków w zamku. Nie sądziłem, żeby miał to być Kyungsoo, a już dawno dałem Sehunowi dostęp do swojego mieszkania. Ktoś w końcu musiał mnie odwozić po imprezach, kiedy nachlany w trzy dupy nie potrafiłem sam otworzyć drzwi ani nawet wyjąć kluczy. Tak, tak, zdarzało się to. Kiedyś. Prawdę mówiąc, odkąd DO przybył do mnie jako gosposia, jeszcze ani razu nie byłem na porządnej imprezie. Dlatego właśnie potrzebowałem Junmyeona jak roślina potrzebuje deszczu.

- Jongin, rusz dupę - usłyszałem z przedpokoju głos mojego ukochanego przyjaciela. Z westchnieniem odłożyłem miskę, otrzepałem się z okruszków i ruszyłem w jego stronę. W drzwiach stał Jjanggu, nie wpuszczając Sehuna nawet na krok do mieszkania. Warczał jak rasowy wilczur, gdy tylko Oh próbował się poruszyć i uspokoił się dopiero, gdy chwyciłem jego obrożę i podrapałem go za uszami.

- Co tu tak śmierdzi? Oblałeś się cysterną perfum zanim przyszedłem?

- Nie, rozlałem wodę toaletową Kyungsoo - mruknąłem nieuważnie, szukając po kieszeniach psich chrupek. Znalazłem jedną i wręczyłem ją Sehunowi, który spojrzał na mnie pytająco.

- Mam to zjeść?

- Rany, daj to Jjanggu, idioto. Inaczej cię nie zaakceptuje.

Mój przyjaciel spełnił polecenie, po czym poszliśmy do salonu. Pies oczywiście podreptał z nami i położył się pod telewizorem, bacznie obserwując naszego gościa. Hun przechwycił miskę z popcornem, rozwalił się na kanapie i zaczął wcinać.

- Gdzie twoja miłość? - spytał. Skrzywiłem się.  

- Poszedł na randkę ze swoim Krisem - burknąłem, spychając jego nogi na bok i siadając z rękami skrzyżowanymi na piersi. Mężczyzna zakrztusił się kukurydzą i przez niecałą minutę nieprzerywanie kaszlał. W końcu spojrzał na mnie z rozbawieniem w oczach.

- Jongin, idioto, ty naprawdę jesteś ślepy.

Warknąłem na niego jak przed chwilą mój szczeniak, mając ochotę go ugryźć albo przynajmniej porządnie uderzyć.

- Właśnie... Coś ty mu do cholery powiedział? - zapytałem spokojnie, w myślach ostrząc nóż.

Housekeeper // KaisooOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz