Rozdział 32

19.7K 1K 97
                                    


- Luke kto to był? - przybliżyłam się do niego i wpatrywałam w bruneta, oczekując jakieś odpowiedzi.

- Ze szpitala - oparł ręce o swoje kolana. Zmarszczyłam brwi. Nikt z naszych rodzin nie był chory ani nie leżał w szpitalu. O co kurwa chodzi?!

- Skąd? Po co? Coś się stało? - chwyciłam go za dłonie.

- Ze szpitala, ze szpitala - powtarzał, opuszczając głowę. Był w szoku i w jego głosie czułam smutek.

- Luke mów, co się stało? - wzięłam jego głowę w swoje dłonie, tym samym zmusiłam, aby spojrzał na mnie.

- Mieli wypadek - mówił spokojnie.

- Kto? - skierowałam jego głowę w moim kierunku.

- Rodzice - zamknął oczy na parę sekund, a mi zrobiło się ciepło.

Wypadek?

- Boże Luke. Nic im nie jest? - objęłam chłopaka, wtulając się w jego tors.

- Z mamą tak - chwycił moją głowę i zaczął głaskać włosy. Siedział tak w bezruchu.

- A z tatą?

- On... - mówił tak spokojnie, że było dla mnie to podejrzane. Może im się nic nie stało i nie ma co panikować.

- Luke mów, słyszysz mów - podniosłam głos, a on w tym momencie, tak jakby się obudził.

- Walczy o życie, rozumiesz? - powiedział już z lekko podniesionym głosem. - Muszę tam pojechać - wstał z leżaka i wziął swój ręcznik.

- Dopiero pojutrze mamy samolot - zrobiłam to samo i zaczęłam biec, by go dogonić.

- Gówno mnie to interesuje, muszę tam być - wszedł do hotelu i skierował się do windy.

- Uspokój się, w sobotę mamy wylot i z lotniska prosto pojedziemy do szpitala. Może nawet do domu i tam będzie już na ciebie czekał - znowu musiałam gonić Luke'a.

- Albo na cmentarz - dotarliśmy do naszego pokoju.

- Nie mów tak - wzięłam go za ramiona, aby uspokoić go trochę. Był on zmuszony, popatrzeć mi w oczy.

- Nie wiesz, jak to jest - przekręcił klucz i wszedł do środka.

- Nie wiem? To nie ty a ja straciłam matkę. Pomyślałeś kiedyś, jak ja się czułam? - pojedyncza łza spłynęła mi po policzku, a potem następna i następna.

- To co innego - odwrócił się w moją stronę.

- Jak kurwa co innego? - zmarszczyłam brwi, nie wierząc, że właśnie w tej chwili kłócimy się o moją mamę. - Mam cię dość!- ruszyłam do drzwi i zatrzasnęłam je z całej siły. Wychodząc, słyszałam, jak Luke uderza jeszcze w coś.

Zapukałam do drzwi, mając nadzieję, że ktoś tam jest. Za trzecim razem w drzwiach stanął Cody.

- Czego się tak dobijasz? - powiedział rozespany. - Co się stało? - zobaczył mnie zapłakaną i przytulił mnie do siebie.

- Rodzice Luka mieli wypadek i nie wiadomo, czy ojciec przeżyje - uwolniłam się z objęcia i wyszłam na balkon, by zaczerpnąć świeżego powietrza.

- Kiedy, jak? - zapytał, wychodząc za mną.

- Nie wiem, nic nie wiem - usiadłam na fotelu i wzięłam kilka głębokich wdechów, aby się uspokoić. Nerwy nic tutaj nie pomogą.

- I o to płaczesz? - zapytał, podając mi chusteczkę.

- Nie - pokiwałam przecząco głową, wycierając oczy.

Kocham Cię Wariacie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz