Rozdział 34

19.5K 1K 107
                                    

-Wyjeżdżamy, nasz firma jest już znana i szef zakłada nową filię - moje serce w tym momencie zatrzymało się.

Chyba kurwa nie dosłyszałam.

- Czy ja dobrze słyszę? - zaśmiałam się, myśląc, że to głupi żart i tata ze mną zacznie się śmiać. - Ha ha, śmieszne, prawda tato? - wskazałam na niego, aby chociaż się uśmiechnął, ale on tylko spuścił głowę.
Nawet cholera nie popatrzył na mnie.

- Chciałbym żartować - powiedział cicho tak, że miałam problem z usłyszeniem.

- Mam zostawić to wszystko? - wyrzuciłam ręce do góry w geście złości, ale stwierdziłam zaraz, że kłótnia nie ma najmniejszego sensu. - Przepraszam - zamknęłam oczy i wzięłam kilka głębokich wdechów.

- Rozumiem twoją złość.

- Gdzie przeprowadzamy się? - zaczęłam, krążyć po kuchni, mając nadzieję, że pomoże mi to uspokoić się.

- Do Chicago. Pomyślałem, że ty zaczniesz tam studia, Cody będzie pracował ze mną, a to naprawdę niepowtarzalna okazja - oparł się o drzwi i czekał na moją reakcję.

- Nie mam innego wyjścia? - usiadłam z powrotem na krzesło. Pierwsze emocje już opadły i mogłam w spokoju wysłuchać tatę.

- Raczej nie. Mogłabyś zamieszkać u Luke'a, bo już rozmawiałem o tym z jego mamą. Ja bym płacił za tak jakby wynajem - moja nadzieja wróciła, że jednak zostanę tutaj z chłopakiem, ale radość nie trwała długo.

- Naprawdę?

- Wolałbym jednak, żebyś jechała - uśmiech zszedł z mojej twarzy.

- Dlaczego? - zmarszczyłam brwi, będąc zła na niego. Proponuje mi takie rzeczy i robi mi nadzieję, a później mi mówi, że jednak nie. W tym momencie zupełnie nie rozumiałam mojego ojca.

- Po pierwsze, nie chcę, aby rodzice Luke'a mieli dodatkowy kłopot na głowie w postaci twojej osoby. Po drugie, w Chicago są lepsze warunki do nauki. Po trzecie, chciałbym, abyśmy nie rozpraszali się po świcie i mieszkali tak daleko od siebie. Po czwarte, jeśli tu zostaniesz, to będę bał się o ciebie.

Gościu, ma solidne argumenty, serio.

- Muszę to wszystko przemyśleć - ruszyłam w kierunku drzwi, patrząc z żalem na mężczyznę.

- Okey, daj mi znać do jutra - poszedł do swojego pokoju, a ja trzasnęłam drzwiami.

Wyszłam na zewnątrz. Musiałam wszystko przemyśleć. Z jednej strony nie chcę zostawiać tu przyjaciół, Luke'a. A z drugiej mając tu zostać i mieszkać pod jednym dachem z chłopakiem nie wytrzymałabym i zrobiła jeszcze coś głupiego.
Usiadłam na krawężniku, myśląc o całej sytuacji. W pewnej chwili coś zasłoniło mi słońce, które odbijało się od moich okularów.

- Spierdalaj gościu, bo mi słońce zasłaniasz - nie otwierając oczu, walnęłam go w nogę. Jestem zła, sfrustrowana i po prostu wkurwiona na cały świat.

- To idę - odezwał się męski głos.

- Luke? - otworzyłam oczy i w momencie wstałam na równe nogi, powodując, że nasze twarze dzieliły centymetry.

- Wyjedziesz? - zapytał, patrząc na mnie swoimi czekoladowym oczami.

- Czyli już wiesz - otrzepałam się z kurzu.

- Odpowiedz mi - zmarszczył brwi i zacisnął usta w wąską linię.

- Nie wiem jeszcze - usiadłam na schodach.

Kocham Cię Wariacie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz