Rozdział 3 (III)

12.4K 783 85
                                    

Siedziałem przed telewizorem, jedząc w powolnym tempie pizzę, którą zamówiłem zgodnie z sugestią mamy. Pizza jest dobra na wszystko i niech mi kurwa, nie wmawiają, że nie uszczęśliwia człowieka.
Nie robiłem dzisiaj nic, nie mam głowy dzisiaj do niczego. Jedyne co bym mógł robić, to spać i chlać. Nie będę, znowu wyciągał Maksa na piwo, bo się wkurzy ponownie.

Myślałem znowu u niej. O tej pięknej brunetce. O jej ustach, jej delikatnych dłoniach, o jej błękitnych oczach, o jej rumieńcach, których się wstydzi. Ja wiem, jak na nią działam.
Jakim ja jestem dupkiem. Teraz moglibyśmy siedzieć razem tutaj i zajadać to cudowne żarcie. Nie wybaczę sobie tego nigdy, że nie walczyłem o nią do końca. Przecież nie można przekreślić naszej miłości ot, tak. Dla niej warto się poświęcić. Nie stracę jej.

Jutro jadę do niej. Nie możemy się poddać. Nie rozstaniemy się, jeszcze nie teraz. Szybko wstałem z kanapy i pobiegłem na górę spakować swoje najpotrzebniejsze rzeczy. Wyciągnąłem z dna szafy torbę i zacząłem pakować ubrania.

To jeszcze nie koniec, odzyskam cię.

Nie dane mi było dokończyć, bo rozległ się dzwonek. Z powrotem znalazłem się na dole, idąc w kierunku drzwi. Maks? Co on chce ode mnie? Piwko? Oj, nie teraz.
Potarłem do drzwi i niechętnie je otworzyłem.

- Stary, czego znowu - pchnąłem drzwi. - Nie mam czasu - spojrzałem na niego.

*********

"Oczami Nicoli"

Spakowałam wszystkie rzeczy i wyszłam z domu szybkim krokiem. Zostawiłam na stole kartkę dla taty. Nie pisałam powodu, dlaczego jadę do Nowego Yorku na dwa tygodnie, ale na pewno się domyśli. Błagałam, modliłam się, aby zdążyć na pociąg. Biegłam, ile miałam sił z tą przeklętą walizką. Docierając na peron, moje serce waliło dwa razy szybciej, było mi trudno złapać oddech. Gdy wszystko trochę się unormowało, wsiadłam do swojego przedziału. Pociąg ruszył, a ja bez chwili namysłu włączyłam swoją ulubioną piosenkę, naszą ulubioną piosenkę. Patrzyłam cały czas w okno, wspominając, kiedy pierwszy raz spotkałam się z Lukiem. Byliśmy trochę... zażenowani, nieśmiali wobec siebie. Chyba tak mogę to nazwać. Żadne z nas nie wiedziało, jak zagadać do drugiego. Już po tygodniu zostaliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Nie wiem dokładnie, kiedy zaczęłam do niego coś czuć. Trudno mi jest to określić, bo wtedy jako nastolatka z rozchwianymi emocjami, nie mogłam przekonać się do swoich uczuć. Od tamtej pory dużo się nie zmieniło, bo nadal zachowuję się, jak gówniara, która nie jest niczego pewna.
Jedno jest pewne.

Nie mogę go stracić.

Po pięciu godzinach byłam na miejscu, zaspana chwyciłam walizkę i ruszyłam w kierunku jego domu. Wszędzie było ciemno, tylko niektóre ulice były oświecone. Idąc wzdłuż ulic, zatrzymałam się przy jednym z budynków. To tutaj na tej ulicy Luke mnie pierwszy raz pocałował. Było, to gdy wracaliśmy z urodzin Rosaline, koleżanki ze szkoły. Oczywiście oboje wiedzieliśmy, że nigdy nie powinno się to zdarzyć, potem przez tydzień unikaliśmy siebie, czując zażenowanie. Nie wiem, czy dla niego ten pocałunek coś znaczył, ale ja już wtedy zaczęłam coś czuć. Nie była to od razu wielka miłość, po prostu przywiązanie. Dopiero stopniowo zdawałam sobie sprawę, że jest kimś więcej niż przyjacielem i sąsiadem.

Po kilku minutowym postoju ruszyłam dalej, nie zostało mi dużo, więc szłam powoli, wspominając dawne czasy. Tak, wiem, mówię, jak stara emerytka, ale dla mnie to wszystko było naprawdę ważne.
Idąc po chodniku, obok mnie zatrzymało się auto. Nie zwracałam na to uwagi i dalej szłam jakby nigdy nic. Wiele imprez było za mną, więc wiedziałam, że najlepiej nie reagować na zaczepki. Zawsze z Lily czułam się bezpieczniej, bo ta dziewczyna nie dała sobie w kaszę dmuchać, a ja na zewnątrz wydawałam się silna, a w środku cała się trzęsłam i nogi robiły się jak z waty.

- Hej, gdzie taka ładna dziewczyna idzie? - zapytał jakiś chłopak, może nie chłopak, ale już mężczyzna. Nie dałam się sprowokować i szłam dalej, patrząc przed siebie. - Co ty taka nie mowa? - koła powoli się toczyły, przez co bacznie mi się przyglądał.

- Może cię powieść gdzieś? - zapytał drugi.

- Nie, dziękuję - uśmiechnęłam się kpiąco i przyśpieszyłam kroku.

- Zgrywasz niedostępną? - w tym momencie wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer.

- Herold, kochanie... Bo tacy dwaj panowie mi dupę zawracają i mógłbyś zrobić z nimi porządek? - odwróciłam się w stronę samochodu.

- Emm...

- Będziesz za chwilę? Och, kocham cię do zobaczenia - zrobiłam dziubek i posłałam całusy do telefonu.

- To my przepraszamy, miłego wieczoru - usłyszałam tylko pisk opon i już ich nie było.

Herold to gościu, który ma dwa kluby nocne, nie chciałabym, go nigdy spotkać. Podobno nie ma u niego granic. Robi z dziewczynami, co chce, a jeśli ktoś zbliży się do którejś z nich, to żałuje tego do końca życia. Stara i dobra sztuczka. Kocham miny tych zboczuchów, kiedy dowiadują się, że mam coś wspólnego z Heroldem. Szczena leci w dół, a ja jestem cały czas dumna z mojego niezawodnego sposobu.

Dotarłam na miejsce, widziałam, jak świeci się światło w jego pokoju. Stojąc przed drzwiami, miałam mieszane uczucia. Byłam zdezorientowana. Bałam się tego spotkania, co z niego wyjdzie. Moje serce waliło jak oszalałe, poczułam niechcianą gulę w gardle, a w brzuchu koziołki, które fikały, zupełnie tak, jak za pierwszym razem. Podeszłam bliżej i dotknęłam dzwonka. W głowie pojawił się mętlik. Kogo posłuchać? Serca, czy rozumu? Kto się mili?
Nacisnęłam. Jeszcze mogę uciec. To dziecinne. Wiem, że jak popatrzę w jego oczy, to zmięknę. Chcę uciec. Nogi mi przywarły, nie mogę się ruszyć. Słyszę, jak podchodzi do drzwi. To mój koniec.
Drzwi się uchylają, a w progu pojawia się Luke bez koszulki, on jest taki seksowny. Chcę go.

- Stary, czego zno..? - nie dałam mu dokończyć.

Kocham go. Boże, on mi kompletnie zawrócił w głowie.

_____________

Żyje.

Kocham Cię Wariacie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz