Rozdział 20 (II)

15K 842 73
                                    

Rozglądałam się dookoła i próbowałam wymyślić, jak Luke mógł wpaść na taki pomysł.

- Miałem zarezerwowane miejsce. Luke Peterson - powiedział chłopak, stojący obok mnie, do mężczyzny, który siedział za ladą.

- Tak, tak. Za... Za jakieś siedem minut będzie już wolne, więc możecie iść do szatni - uśmiechnął się przyjaźnie, pokazując na duże drzwi.

- Dziękujemy - powiedział chłopak, łapiąc mnie za rękę. Spojrzałam na niego z przerażeniem w oczach, a ten tylko posłał mi pocieszający uśmiech.

- Jeszcze jedno! - uniósł dłoń do góry, jakby nam machał. - W każdej z szafek są kaski, proszę je założyć - znowu się uśmiechnął i wrócił do pracy przy komputerze. - Miłej zabawy! - usłyszałam ledwie słyszalnie.

Weszliśmy do szatni i schowaliśmy do szafek wszystkie swoje rzeczy, następnie zamknęliśmy je i usiedliśmy na ławce.

- Jak ty znalazłeś to miejsce? - zapytałam, odwracając się do niego zdziwiona.

- Internet i te sprawy - uśmiechnął się, poprawiając na ławce.

Umrę.

- Jesteś kretynem! Ja się boje!

- Nie będzie źle, spodoba ci się, zobaczysz - pocałował mnie w czoło i wstał. - Chodź teraz nasza kolej - Luke chwycił mnie za rękę i weszliśmy przed szerokie drzwi.

- Dzień dobry - przywitał nas młody chłopak, który patrzył raz na mnie, a później na mojego towarzysza.

- Siema - powiedział Luke, idąc do toru razem z chłopakiem, a mnie ciągnąc za sobą.

- To są wasze go-karty - pokazał na nie. - Uważajcie na siebie, nie zdejmujcie kasków! Miłej zabawy - posłał nam przyjazny uśmiech i odszedł.

Co wszyscy mają taki dobry humor i szczerzą te ryje?

- To co, gotowa? - chłopak wsiadł do swojego pojazdu.

Powoli zaciągnęłam sprzęt na głowę i modliłam się w duchu, aby przeżyć. Serce waliło mi jak szalone. Boje się i nienawidzę, kiedy adrenalina buzuje mi w żyłach. Brunet co chwilę zachęcał dłonią, abym wsiadła.

- Boisz się? - w momencie pojawił się obok mnie i złapał w tali. - Kochanie, to nic strasznego. Chodź - złapał mnie za rękę.

- Okey - wzięłam głęboki wdech i wydech, a Luke w tym czasie dał mi buziaka. - Kto przegra robi kolacje - wsiadłam do swojego pojazdu, chociaż nadal serce niemiłosiernie biło w szybkim tempie.

- Okey, już możesz myśleć, co dobrego mi dzisiaj przygotujesz - wystawił mi język.

- Start! - krzyknęłam i ruszyłam przed siebie.

Na początku czułam się niepewnie, ale z każdym kolejnym okrążeniem było już lepiej. Przy ostatnim okrążeniu uderzyłam ręką o pojazd, ponieważ nie wyhamowałam przed zakrętem. Cholernie bolało, ale powiedziałam sobie, że dam radę i dojadę. Nie chciałam zamartwiać Luke'a, bo wiedziałam, że zacznie panikować i weźmie mnie do szpitala, a za chwilę pewnie mi przejdzie. Na ostatnim okrążeniu Luke mnie wyprzedził, ponieważ nie skupiłam się na jeździe, tylko bolącej ręce.

- Ha! Wygrałem! - wyszliśmy ze swoich go- kartów.

- Gratuluję - powiedziałam, próbując się uśmiechać. Zacisnęłam zęby i próbowałam jakoś zapomnieć o tym.

- Wszystko okey? - zapytał, podchodząc bliżej. Teraz już nie cieszył się z wygranej, tylko był zmartwiony moim zachowaniem.

- Tak, tak - powiedziałam szybko, dając mu buziaka w policzek.

Kocham Cię Wariacie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz