Rozdział 10 (II)

15.2K 864 83
                                    

Rano obudziłam się dość późno. Zadzwoniłam do Willa i powiedziałam, że dzisiaj nie dam rady przyjść.
Zjadłam śniadanie, umyłam się, ubrałam świeże ubrania. Zwykłe dresy i białą bokserkę. Zbliżała się południe, nie wiedziałam co ze sobą zrobić, więc wyjęłam z szafki ścierkę, wiaderko i mopa. Zaczęłam od ścierania kurzu, następnie ułożyłam w swojej szafie ubrania, które walały się od tygodnia po moim pokoju. Później wyjęłam brudne ciuchy z kosza i chciałam załączyć pranie. Patrząc, czy w kieszeniach coś nie zostało, natrafiłam na coś miękkiego. Wyjęłam rękę razem z rzeczą pozostawioną w spodniach.
Obejrzałam dookoła woreczek, w której był biały proszek. Cody? On bierze to świństwo? Włożyłam proszek do swoich spodni, nastawiłam pranie i zeszłam do kuchni, obejrzeć go dokładnie. Usiadłam przy wysepce i wyjęłam ponownie prawdopodobnie narkotyki. Nagle w całym domu rozległ się dzwonek do drzwi. Zerwałam się z miejsca, nie zastanawiając się, kto to może być.

- Hej... - uchyliłam drzwi i stanęłam jak wryta. - Co ty tu robisz? - otworzyłam szerzej buzię, przez co wyglądałam pewnie zabawnie.

- Przyszedłem cię odwiedzić - uśmiechnął się szeroko, ściągając okulary.

- T-tak? - jęknęłam.

- Tak - przybliżył się i próbował otworzyć szerzej drzwi.

- Ale ja nie chcę cię zarazić - próbowałam zakaszleć.

Chujowo mi to wyszło. Trochę jak koza.

- Na pewno. Wiem, że kłamiesz, otwórz! - pchnął drzwi, wchodząc do środka bez wahania.

- Co? Ja mówię prawdę - weszłam za nim, zamykając drzwi.

- Kłamać nie umiesz - oparł się o blat w kuchni.

- No wiem - wypuściłam głośno powietrze, spuszczając głowę. Było mi tak wstyd, że go okłamałam. Nie wiedziałam, że ten idiota rozszyfruje mnie. Skubany.

- Więc co tak naprawdę się stało? - brunet podszedł do mnie, łapiąc mnie za podbródek.

- Możemy o tym nie rozmawiać? - odwróciłam głowę, odchodząc i pozostawiając chłopaka samego w kuchni. On za wszelką cenę próbuje do mnie się zbliżyć, na co nie mogę mu pozwolić.

- Bierzesz? - usiadł obok mnie, pokazując narkotyki.

- Skąd to masz? - wzięłam od niego woreczek, wkładając do kieszeni. Ten pojebany człowiek wyciągnął mi to, a ja nawet nie zorientowałam się kiedy. Zapewne w pośpiechu do końca nie włożyłam woreczek do kieszeni i on jakimś cudem go zobaczył.

- Powiedz mi, czy ty bierzesz? - odwrócił się do mnie, patrząc centralnie w moje oczy.

- Możesz się nie wtrącać do mojego życia? - wstałam i wyszłam z salonu, kierując się do mojego pokoju. Uciekam przed nim jak jakaś psychiczna.

Usiadłam na łóżku, oparłam się o ścianę i myślałam nad moim pieprzonym życiem.

- Mogę wejść? - usłyszałam głos Dylana. Ten człowiek chyba nigdy nie odpuszcza. Ja na jego miejscu już dawno bym się zamknęła i wyszła z tego domu.

- Jak musisz - westchnęłam, patrząc na wchodzącego Dylana, który zmierzał w moim kierunku.

- Więc? - usiadł obok, patrząc swoimi tęczówkami w moje.

Dajcie mi więcej cierpliwości!

- Nie, nie biorę. Znalazłam w spodniach Codiego - wyznałam, wiedząc, że nie ma sensu kłamać. Ten osobnik potrafi rozgryźć każdego i nawet jakbym chciała coś ukryć to i tak się nie da.
Odwróciłam się do niego przodem, podkulając nogi.

- Na pewno da się do jakoś wyjaśnić - wziął moje zimne dłonie w swoje duże i ciepłe.

- Nic się nie wyjaśni. On to bierze i koniec. Jak ja mam mu to powiedzieć? - zapytałam, patrząc cały czas na chłopaka.

- Wprost.

- Zostaniesz ze mną? - wtuliłam się w tors chłopaka. Czuję bezpieczeństwo, to co Luke nie może zapewnić mi w tej chwili.

Potrzebuję bliskości i jest mi obojętne w tym momencie czy będzie to żul spod ławki, czy też wysportowany, przystojny piłkarz.

- Zostanę, ale jeśli powiesz mi, dlaczego okłamałaś mnie - szepnął mi do ucha, gładząc włosy.

- Nie dasz za wygraną? - odsunęłam się od niego, marszcząc brwi.

- Nie - opowiedział krótko.

- Więc... Przytulając cię poczułam, że brakuje mi Luke'a. Wyobraziłam sobie ciebie na jego miejscu. No i spotykając się z tobą, nie wiem jak to określić. Boję się, że "zakocham się" myśląc o Luku i cię skrzywdzę, samą siebie i Luke'a - powiedziałam jednym tchem, czując ulgę na sercu, że nareszcie wyrzuciłam to z siebie. - Nie potrafiłabym pokochać kogoś, a ciągle myśląc o tamtej osobie.

- Nigdy nie pozwolę, abyś cierpiała. Mną się nie przejmuj, ważniejsza jesteś ty i nie bój się. Wiedząc, że kochasz kogoś innego nigdy, bym się z tobą nie związał, choćbym nie wiadomo jak cię kochał - uśmiechnął się i objął mnie swoimi silnymi ramionami.

Znamy się parę dni, a nasza więź jest niezwykła. To cudowny chłopak i nie rozumiem, dlaczego on jeszcze nie ma drugiej połówki. Ten chamski i egoistyczny dupek właśnie pokazuje swoje drugie oblicze. Właśnie takiego Dylana lubię.

- Cieszę się, że cię poznałam - szepnęłam, pozwalając płynąć łzą. Były to łzy szczęścia, ale też tęsknoty.

- A jednak nie jestem taki zły? - zaczął się śmiać.

- Może... - zaśmiałam się, ocierając łzy rękawem.

- Oj przyznaj to, że jestem boski - przeczesał swoje brązowe gęste włosy. Jego ego nadal pozostaje na swoim wysokim poziomie, ale możemy nad nim popracować.

- Nie - wystawiłam mu język.

- Odwołaj to! - zagroził palcem, a później zaczął łaskotać.

- Mam łaskotki! - zaczęłam krzyczeć przez śmiech.

- Odwołaj to! - nie przestawał.

- Dobra, dobra jesteś boski - nareszcie odetchnęłam z ulgą, biorąc głęboki wdech. - Jesteś okropny!

- A ty piękna - Dylan zawisł nade mną i patrzył w moje niebieskie tęczówki.

- Dylan... - odwróciłam się i wydostałam z łóżka.

- Przepraszam - usiadł na łóżku, wpatrując się we mnie. - Nie powinienem.

- Nie ma sprawy. - posłałam mu szeroki uśmiech.

************

Cody z tatą wrócili do domu. Siedzieliśmy z Dylanem prawie cały dzień w łóżku. Oglądaliśmy film, graliśmy na konsoli, wygłupialiśmy się. Słyszałam, jak Cody bierze prysznic. Broniłam się przed tą rozmową całymi siłami, ale wiedziałam, że kiedyś to nadejdzie.

- Wiesz, że musimy z nim pogadać, to jest niebezpieczne - popatrzył, zaciskając pięści na krześle. Widział, że denerwuje się tą rozmową. W sumie łatwo to zauważyć, bo moje skórki przy paznokciach i wzrok wbity w drzwi, mówi wszystko.

- Wiem, chodźmy... - pociągnęłam chłopaka za rękę. Chciałam w końcu dowiedzieć się prawdy.

___________
Trochę odbudowałam się i to trzeci rozdział dzisiaj o ile dobrze liczę.
Nie miałam nerwów patrzeć na mecz i stwierdziłam, że poprawię rozdział.

Wierzę w chłopaków! 🇵🇱🇵🇱🇵🇱

Do zobaczenia 😘

Kocham Cię Wariacie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz